Drogie/ luksusowe kosmetyki: HIT czy KIT? Warte kupienia?

Drogie kosmetyki: HIT czy KIT? Na jakie kosmetyki uważać? Jakie kosmetyki są najlepsze? Poznajcie moje opinie w dzisiejszym wpisie! Co Wy o nich sądzicie?


Niniejszy wpis zawiera płatne lokowanie produktów marki Awesome Cosmetics. Tego typu współprace pozwalają nam na dostarczanie wysokiej jakości treści, które mogą zainteresować naszych czytelników. Dziękujemy za zaufanie i wsparcie!


W tym odcinku porozmawiamy o kosmetykach z wyższej półki. Warto czy nie warto? Przekonajmy się!
Witajcie w Krainie Składów! Zwykle rozmawiamy o tanich kosmetykach z drogerii, a tym razem chciałabym pokazać Wam kilka fajnych… I mniej fajnych produktów z wyższej półki cenowej. Oczywiście bez przesady, bo sama też nie wydam kilku stówek niemalże w ciemno.

Wstęp

A zaczniemy od anegdoty z naszej grupy kosmetycznej. Pewna dziewczyna wrzuciła wpis, gdzie zapytała, czy warto kupić serum za blisko 700zł. Kosmetyk poleciła jej kosmetolożka twierdząc, że ona nic tańszego nie poleci bo i tak wróci po ten. Żadnej próbki, tylko idź i kup. Wy byście kupili? Bo ja nie. I myślę, że dziewczyna dobrze zrobiła, że zapytała o sytuację w grupie.

Niech każdy robi ze swoimi pieniędzmi co chce, wiadomo, ale osobiście uważam, że wydawanie takich kwot na serum nawilżające to jakiś kosmos, bo gdzie jeszcze reszta pielęgnacji? Za takie pieniądze można mieć już jakiś fajny zabieg w gabinecie. I właśnie chciałam też nawiązać, że jeśli macie spory problem ze skórą i sięgacie po coraz droższe kosmetyki, albo zmuszacie się do retinolu, to może lepiej jednak wybrać sobie jakiś zabieg np. dermapen… Czasem wyjdzie taniej, szybciej i skuteczniej, a kosmetykami łatwiej będzie podtrzymać efekt.

Back to Comfort

Ale dobrze, mieliśmy mówić o kosmetykach, więc do tego przejdziemy i zaczniemy od świetnego szamponu trychologicznego od Back To Comfort. Nie jest jakiś szczególnie drogi, ale jednak przekracza standardową, drogeryjną cenę.

59zł/250ml
49zł/250ml

Produkt należy do delikatnych i można używać go nawet do codziennego mycia. Mimo łagodnych składników myjących świetnie odświeża skórę głowy, ogranicza uczucie swędzenia, zapobiega powstawaniu łupieżu i reguluje przetłuszczanie. I robi to dobrze. Na tyle, że bez cienia wątpliwości uznaję go za jeden z najlepszych szamponów jakie miałam. Stosowałam go na zmianę z silniejszym, zielonym Vichy dercos i razem wyciszyły moje problemy z łojotokowym zapaleniem skóry głowy.

W składzie najbardziej chciałabym wyróżnić olejek z drzewa herbacianego, bo mam wrażenie, że zdominował tutaj inne składniki. Pewnie dlatego, że producent użył go nie tylko w standardowej postaci, ale także wykorzystał dodatkowy składnik aktywny o takiej nazwie: 4-Terpineol. Oba sprawiają, że szampon ma właściwości antyseptyczne i przeciwzapalne, co szczególnie przydaje się przy tendencji do tłustego łupieżu.

Przy suchej skórze głowy polecałabym jednak inny szampon z tej marki, czyli Tofu. Będzie lepszy dla wrażliwej skóry głowy, alergików czy przy AZS.

 Zielony Vichy Dercos

110zł/200ml

Wspomniałam, że uwielbiam zielony Vichy Dercos. Nie zliczę ile opakowań zużyłam i bardzo, bardzo go polecam. Ale niestety to nie oznacza, że cała marka tak dobrze mi się sprawdziła. Turkusowa odżywka to był u mnie jakiś dramat.

Po pierwsze – według mnie ten produkt nie ma sensu na długich włosach. Odżywkę nakładamy raczej od ucha w dół, więc nie ma jak wpłynąć na przetłuszczanie, bo przetłuszcza się przecież skóra głowy, a nie włosy same z siebie. Drugi, ogromny minus to formuła. Wyobraźcie sobie nakładanie na włosy… Pasty do zębów. Dosłownie tak się czułam.

Odżywka jest tępa, nie chce się rozprowadzać, jest okropnie sucha w odczuciu i robi z włosów matowe sianko. Przyznaję, że mogłam się tego spodziewać ze względu na zawartość krzemionki i cynku, ale dałam mu szansę. Liczyłam, że ograniczy strączkowanie włosów, ale jednak standardowe odżywki proteinowe robią to u mnie lepiej. I taniej. Myślę, że na krótkich włosach to może się jeszcze sprawdzić, jednak to zdecydowanie nie u mnie.

→ Tajniki pielęgnacji włosów!

Krem Awesome Cosmetics

Za to do kosmetyków, które polecam, dołącza krem hydro feeling od Awesome Cosmetics. Uwielbiam go za to jak dobrze nawilża, a jednocześnie pozostaje lekki i niemal niewyczuwalny na skórze. Kojarzy mi się przez to z koreańskimi kremami, które też często mają taką lekko żelową formułę i nie zostawiają uczucia tłustości. Właśnie to sprawia, że jest uniwersalny i z odpowiednio dobranym serum może posłużyć chyba każdemu. Najbardziej polecałabym go jednak osobom, które dążą do efektu glass skin, bo k rem daje efekt takiej zdrowej, nawilżonej, wygładzonej skóry.

139zł/50ml

Czyli jak macie skórę w dobrym stanie i chcecie to podkreślić, to ten krem zdecydowanie to zrobi. Z kolei w przypadku skóry z problemami, może wspierać działanie innych produktów, bo będzie np. ograniczał przesuszenie czy złagodzi podrażnienia a jednocześnie nie obciąży nawet skóry tłustej – oczywiście o ile nie nałożycie za dużej porcji. Można go też bez problemu stosować z innymi składnikami aktywnymi.

A jak mowa o składnikach aktywnych, to zajrzyjmy do składu. Już na początku znajdziemy hydrolat z bambusa. Uwielbiam tę roślinę w pielęgnacji bo łagodzi podrażnienia, a dzięki zawartości krzemionki sprawia, że skóra staje się milsza w dotyku. Ten efekt jest dodatkowo podbijany przez tripelargonin, czyli taką naturalną alternatywę dla silikonów. Pewnie stąd ten „upiększający” efekt.

Kolejną ciekawostką jest olej z nasion cytryny. To mój pierwszy produkt z tym olejem, bo jeśli chodzi o ten owoc, to raczej wykorzystuje się ekstrakt albo olejek eteryczny ze skórki, a tu mamy olej z nasion. W składzie podoba mi się też zawartość alg, bo te są bogate w minerały i świetnie wspierają nawilżenie.

Jednak wiecie – składniki to jedno, a liczy się to, jaki efekt tworzą razem i tutaj połączyły się w wyjątkowo lekki, komfortowy krem dający efekt zdrowej skóry. Dobrze się w nim czuję nawet bez pudrowania, ale pod krem z filtrem czy makijaż sprawdza się jeszcze lepiej. Przez to, że jest delikatnie wygładzający, to podkłady wyglądają na nim lżej i bardziej świeżo przez dłuższy czas.

Nie za bardzo wiem jednak do jakiego tańszego kremu go porównać… Tak jak wspominałam, kojarzy mi się z produktami koreańskimi, ale Awesome ma jednak naturalniejszy skład.

Baza rozjaśniająca Bielenda

30zł/15ml

Idziemy dalej schematem: „sprawdza mi się – nie sprawdza mi się” więc teraz pokażę Wam produkt, który bardzo mnie rozczarował. Jest nim baza rozjaśniająca Bielenda. I zanim powicie, że „ej, to nie jest drogie”, to się usprawiedliwię. Dla mnie jest to jest drogie. Mała pojemność to jedno, ale wydajność też jest bardzo słaba.

Miałam wrażenie, że moja skóra wprost wypija tę bazę, zostawiając na skórze jedynie świecącą warstwę i kropki pigmentu. Wygląda to strasznie. Próbowałam aplikować ją na różne sposoby, pudrować, nie pudrować… I ciągle to samo. Robiłam wiele podejść bo kolor jest śliczny, ale to chyba jedyny plus. Niestety samych podejść też nie mogłam robić nie wiadomo ile, bo produkt skończył się tak szybko, że w sumie użyłam go może z.. 5x? Biorąc pod uwagę, że z żadnego nie byłam zadowolona, to były pieniądze wyrzucone w błoto.

Kremy z filtrem z tej linii też okazały się być wyjątkowo kiepskie, więc bez wyrzutów sumienia uznaję tę bazę za produkt niewarty swojej ceny. Może nie jest wygórowana na pierwszy rzut oka, ale jakość, wydajność i pojemność są dla mnie zbyt słabe.

Pianka z Eeny Meeny

49zł/150ml

Za to z plusów mam coś super! Czyli jedną z najlepszych i najskuteczniejszych pianek jakie miałam! A chodzi o tę z Eeny Meeny. Jest delikatna, kremowa i nie powoduje uczucia ściągnięcia. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła podczas jednego z wyjazdów, kiedy zapomniałam zabrać ze sobą produktu do demakijażu i musiałam poradzić sobie samą pianką. I byłam zaskoczona, bo dała radę!

Zmyła nawet tusz do rzęs! Co prawda nie był wodoodporny i z takim pewnie miałaby problem, ale nawet ze standardowym tuszem nie zawsze idzie łatwo, więc doceniam. Szczególnie, że pianka zawiera tylko łagodne substancje myjące. Zwykle po takich produktach nie oczekuję zbyt dużo, bo mają krótki kontakt ze skórą i powinny przede wszystkim myć, ale czuję dużą różnicę kiedy mam jednak porządniejsze „myjadło”. Tę różnicę widzę głównie w zagłębieniach skóry np. na brodzie czy w okolicach nosa, gdzie mam tendencję do powstawania zaskórników.

Po tej piance skóra jest czysta, gładka, nie pojawia się zaczerwienienie, nie szczypie w oczy… No jest świetna i warta każdej złotówki. Mam wrażenie, że przy skórach skłonnych do zapychania może faktycznie wnieść pielęgnację na troszkę wyższy poziom. Przynajmniej ja już przy niej czuję, że ta pielęgnacja jest taka doszlifowana. Pewnie gdybym nie była wkręcona w kosmetyki to bym przy niej została lub stosowała zamiennie z Shelee.

Peeling intymny od Your Kaya

60zł/100ml

A nie fajny produkt związany z myciem to według mnie peeling… Intymny… od Your Kaya. Takiego peelingu używa się na miejsca, które depilujemy, aby nie wrastały włoski jak coś. To nie jest alternatywa dla żelu myjącego.

Przyznam się, że jestem trochę cięta na tę markę, bo już kilka razy nie spodobały mi się ich akcje. Nie mówię, że jest zła i koniec, ale moim zdaniem ich marketing jest nie do końca spójny z produktami, które tworzą. Niby „akceptuj siebie” a na reklamach dorysowują modelce wypryski. Nie musisz się golić, ale macie tutaj maszynki i kremy do golenia bo supportujemy tylko jedną opcję. Walka z ubóstwem menstruacyjnym i paczka podpasek za blisko 40zł. Mówienie o byciu „takimi dla wszystkich”, a ceny produktów raczej dla… Uprzywilejowanych osób. Trochę mi się to gryzie.

No ale peeling do okolic intymnych to już dla mnie przegięcie, bo po co wymyślać kosmetyk do każdej części ciała osobno? W dodatku nieprzyjemny i ostry peeling, którego nie chce się używać. Dużo bardziej opłaca się kupić jakikolwiek inny z drobinkami i wyjdziemy na tym nawet lepiej. Pierwszy-lepszy przykład to Ziaja Naturalnie Pielęgnujemy za jakieś 10zł.

Wybaczcie, ale w tych czasach te około 60zł za peeling mechaniczny, to dla mnie nieporozumienie. Te produkty nie mają jakiejś niesamowitej technologii, za którą warto byłoby aż tyle przepłacać.

 Żeby było pozytywniej, to chciałam też zwrócić uwagę, że bardzo dobre kosmetyki wypuszczają firmy specjalizujące się w suplementach. Tylko żeby było jasne: ja suplementów nie polecam i bardzo nie podoba mi się ta branża. Nawet nie wiecie ile dostaję propozycji reklamowania supli i ciągle odmawiam. A uwierzcie, że czasem tych ofert jest więcej, niż kosmetyków i stawki też są wyższe.

Mam jednak taką teorię, że firmy z suplami teraz mają eldorado, ale wiedzą, że to się może skończyć kiedy wejdą np. jakieś nowe przepisy, więc rozsądnie jest sprzedawać coś jeszcze. Zdrową żywność, jakieś sprzęty do ćwiczeń czy właśnie kosmetyki. I te kosmetyki akurat robią dobrze. Myślę, że mają odpowiednie zaplecze technologiczne, dlatego to tak fajnie im wychodzi.

HealthLabs Care i Inamia

Więc mogę spokojnie polecać chociażby HealthLabs Care czy Inamia. To są kosmetyki na poziomie BasicLab, więc ich ceny są według mnie usprawiedliwione. Ten pierwszy krem z kwasem azelainowym wystarczy używać raz na 3 noce i daje genialne efekty jeśli chodzi o walkę z wypryskami, a to różowe serum świetnie łagodzi skórę naczyniową i pomaga goić się wszelkim podrażnieniom czy nawet świeżym przebarwieniom.

160zł/30ml
120zł/30ml

Wiem, że te produkty bardzo zyskują na popularności, bo dostaję o nie coraz więcej pytań i muszę przyznać, że warto. Chciałam też skorzystać z okazji i podzielić się tymi przemyśleniami.

A Wy możecie podzielić się ze mną swoimi albo zostawić hasło odcinka #skarbonka.
A kto ma skórę, łapka w górę! Dziś się z Wami żegnam, buziaki paaa!
Śledź Krainę Składów na YouTubeInstagramieTikToku i Facebooku!