Pryszcze, zaskórniki zamknięte – czyli pielęgnacja skóry trądzikowej i skłonnej do wyprysków! Znajdziecie tutaj plasterki na pryszcze, żele punktowe.
Witajcie w Krainie Składów! W tym odcinku porozmawiamy o zaskórnikach zamkniętych… Czyli pryszczach. Opowiem Wam co można nałożyć na nie punktowo, co według mnie świetnie zapobiega ich powstawaniu, a także co zrobić, aby nie zostały po nich przebarwienia!
Ostatnio kilka fajnych produktów zostało wycofanych, kilka nowych się pojawiło, więc myślę, że to dobry moment na aktualizację kosmetyków z tej kategorii.
Czy wyciskać pryszcze?
Zacznijmy może od kontrowersji, a co! Czyli – czy wyciskać? No najlepiej nie… Ale powiedzcie szczerze. Wytrzymacie? Wiecie, jako osoba doradzająca w pielęgnacji powinnam krzyczeć, że nie wolno i koniec. Ale hej, też jestem człowiekiem i wiem, że czasem się nie da. Że jak się nie wyciśnie to zamiast buby przez 3 dni, będzie bulwa przez 3 tygodnie. Tak więc uwierzcie, że Was rozumiem.
Oficjalna wersja jest więc taka – nie wolno wyciskać.
Nieoficjalna – róbcie jak uważacie, ale przynajmniej trzymajcie się kilku zasad.
Po 1. HIGIENA. Dłonie i buzia muszą być świeżo umyte, wszystko czyste i najlepiej wieczorem żeby skóra miała czas się zregenerować.
Po 2. nic na siłę. Najpierw spróbujcie podziałać kosmetykami z tego odcinka. Możliwe, że wystarczą. Jeśli nie, to po prostu bądźcie delikatni. Spróbujcie użyć patyczków higienicznych żeby nie uszkodzić skóry paznokciami i jeśli nie idzie, to nie męczcie skóry.
Po 3. jak wyleci to, co ma wylecieć, to nie ruszamy dalej. Ta bulwa to w większości stan zapalny i on sam zejdzie zaraz po odblokowaniu gruczołu. Czyli jak leci już jakiś płyn, to znaczy, że przegięliśmy i tak nie robimy. Czasem wystarczy, że tylko „wyleci łepek” i przez noc wszystko potrafi się zagoić więc bez sensu męczyć skórę.
Wybaczcie, że mówię tak na okrętkę, ale dużo osób nie lubi zbyt szczegółowych opisów… wydzielin.
Ok, ale skupmy się na tym, żeby jednak nie trzeba było niczego wyciskać. Możemy wybrać produkt apteczny jak np. maść cynkowa, która zasusza, maść ichtiolowa, która „wyciąga”, ale ja jestem od kosmetyków więc pokażę kilka przydatnych opcji.
Plasterki klasyczne
Wiele z dostępnych plasterków to klasyczne, bezbarwne folijki. Przeważnie zawierają dodatkowe składniki przeciwbakteryjne takie jak olejek herbaciany, kwas salicylowy, cynk czy ekstrakt z wierzby białej. Mogą lekko zasuszać wyprysk, ale przede wszystkim chronią go przed… Naszymi dłońmi. To wbrew pozorom również ważna funkcja. W moim odczuciu nie są jednak szczególnie skuteczne i znam lepsze alternatywy, ale i tak znalazłam kilka niezłych opcji. Np. Cettua oraz Isana
Plasterki hydrolipidowe
ALE! Mamy jeszcze inny typ plastrów, które moim zdaniem skutecznością znacznie przewyższają poprzedników. Są to plastry hydrokoloidowe. Możecie kojarzyć je jako skóropodobne plastry na odciski na stopach. To ta sama technologia. Od folijek różni je to, że potrafią pochłaniać wilgoć, a do tego tworzą pewnego rodzaju „mikroklimat”, który sprzyja regeneracji, co też ogranicza ryzyko powstania blizn. Jest to szczególnie przydatne w przypadku dużych, sączących się wyprysków lub w przypadku kiedy taki zaskórnik pęknie.
Czy to znaczy, że takie plastry na odciski można użyć na twarz? No w sumie można jeśli nie macie innych pod ręką. Ale lepiej użyć specjalnych na wypryski, ponieważ będą skuteczniejsze. Zawierają dodatkowe składniki antybakteryjne lub regenerujące, mają odpowiednie wymiary i są cieńsze. Czasem mają nawet śliczne kształty i kolory. Moje ulubione plastry to Purito i Cosrx.
Przeważnie po ich użyciu wyprysk ładnie się wchłania. Niektórzy potrafią nakładać je nawet pod makijaż. Mi się to nie udaje, bo granica plastra za bardzo się odznacza, ale możecie spróbować.
Niestety są dostępne tylko Online, więc mam też kolejne propozycje, czyli plasterki z Selfie Project. Szczerze, kupiłabym je znacznie wcześniej, ale nie wiedziałam, że są hydrokoloidowe. Powinni się tym bardziej chwalić!
Te plasterki różnią się kolorami i kształtami a także składnikami aktywnymi. Serduszka zawierają ekstrakt z wierzby białej i niacynamid, czarne gwiazdki olejek z drzewa herbacianego i wyciąg z nagietka a te świecące w ciemności – kwas salicylowy i olej z ogórecznika.
Są naprawdę godne polecenia, a składniki aktywne czuć już od momentu otwarcia opakowania. Częstą są też w promocji i jeśli Wam się sprawdzą, to warto robić zapasy. Spokojnie zastąpią wycofane niedawno plasterki Faceboom.
Preparaty punktowe
Do wyboru mamy jeszcze np. preparaty punktowe. Oczywiście możemy stosować je tak, jak nazwa wskazuje, czyli na pojedyncze wypryski, ale większość nadają się też na większe obszary skóry czy nawet jeśli czujemy, że coś dopiero zaczyna się „wykluwać”. Tutaj zaznaczę, że jeśli wypryski obejmują dużą powierzchnię i są uciążliwe, to możemy mieć już do czynienia z trądzikiem, a to już choroba i lepiej skontaktować się z dermatologiem.
Pasta Miyo Acne Poison
W każdym razie! Mam tutaj sporo różnorodnych propozycji. Najsilniejszy i najbardziej wysuszający preparat to pasta Miyo Acne Poison. Jest alkoholowa, zawiera też kalaminę, siarkę czy kwas salicylowy. Według mnie, najlepiej radzi sobie z mocno odstającymi, sączącymi się wypryskami i daje bardzo szybkie efekty.
Traktowałabym ją jednak tylko jako produkt S.O.S, bo ona może wręcz… Poparzyć(?). W grę wchodzi tylko stosowanie jej punktowo i niezbyt często.
Żel Catch A Tiger
Po drugiej stronie skali mamy żel Catch A Tiger. Ten zawiera ekstrakty z szałwii, tymianku, kurkumy czy papai, a także kwas salicylowy. Wydaje mi się stosunkowo łagodnym, ale bardzo skutecznym kosmetykiem. Najlepiej radzi sobie ze stanami zapalnymi i szybko potrafi je wyciszyć.
Tak więc jeśli wokół Waszego wyprysku pojawia się duże zaczerwienienie – to ten żel może się świetnie sprawdzić. Spokojnie mogę polecić go nawet niedoświadczonym osobom.
Roll-on od Eveline
Świetnym, uniwersalnym produktem jest np. niebieski roll-on od Eveline. Ta seria jest chyba dostępna w większych drogeriach więc ma też plus za dostępność. To akurat mamy m.in. kwas szikimowy i migdałowy, olejek herbaciany, wyciąg z wierzby białej czy cynk.
Trochę zasusza wypryski, ale myślę, że dobrze sprawdzi się nawet na większe obszary czy w przypadku zaskórników otwartych, czyli wągrów. Tylko wówczas bardziej przykładamy się do wspierania bariery hydrolipiodwej.
Wiem, że niektórzy nie przepadają za opakowaniami typu roll-on ale uspokajam – po to są konserwanty i składniki antybakteryjne, żeby nic złego się nie zadziało nawet jak wielokrotnie używacie tego samego aplikatora. Jeśli jednak macie jakiś opór, to możecie najpierw nałożyć produkt na palec i z palca na twarz. Też będzie w porządku.
Serum Duetus
Mam tutaj jeszcze klasyka, czyli serum Duetus z olejkiem z drzewa herbacianego, kwasem salicylowym i siarką.
Brzmi na coś mocnego, ale ten żel również może sprawdzić się na większe obszary.
→Pielęgnacja skóry trądzikowe!
Olej tamanu
Jeśli jesteście fanami prostych rozwiązań, to możecie wypróbować jeszcze olej tamanu albo jeśli macie glinkę, to możecie rozrobić jej odrobinkę, nałożyć punktowo na wyprysk i zostawić.
Zwykle nie pozwalamy glince zaschnąć bo wówczas wręcz „wyciąga” nawilżenie ze skóry, ale punktowo to inna sprawa, bo nam właśnie chodzi o zasuszenie pryszcza.
Zapobieganie wypryskom
Mówiłam też, że chcę polecić Wam coś, co zapobiega powstawaniu wyprysków i pomoże z przebarwieniami, które po nich zostają. Oczywiście liczy się całokształt, oczyszczanie itd. ale załóżmy, że wszystko robicie poprawnie i potrzebujecie dodatkowego produktu.
Jeśli macie różowe plamki po wypryskach to na pewno nie traktujemy ich typowym złuszczaniem i peelingami. Skórę w tych miejscach lepiej pielęgnować jak rankę, czyli sprawdzą się też ceramidy, trehaloza, wąkrota azjatycka czy stabilna witamina C.
Kwas azelainowy
A najbardziej polecam kwas azelainowy. On zarówno rozjaśni przebarwienia po wypryskach, jak i wspiera skórę trądzikową. Reguluje wydzielanie sebum, bardzo delikatnie złuszcza, działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie a do tego jest jeszcze antyoksydantem.
Kocham ten składnik i uważam, że efekt końcowy często przypomina to, czego oczekujemy od retinoidów. Dlatego mniej doświadczonym osobom zawsze polecam zacząć od kwasu azelainowego, bo może to właśnie on sprawdzi się lepiej. Ale ok, produkty.
Tani hit to oczywiście Skinimal z 10% kwasu azelainowego. Używamy go tak samo jak standardowego kremu na noc. Możecie co kilka dni, możecie codziennie – po prostu obserwujcie co Wam służy.
Znacznie łagodniejszy jest krem z Candid. On zawiera już 5% kwasu azelainowego, ale ma dodatek cynku. Jest bardzo łagodny i leciutki, więc możecie stosować go nawet jak serum.
Z kolei takim bardzo silnym produktem jest krem od HealthLabs. Jego używamy już co około 3-4 noce albo nawet punktowo. Mimo, że podobnie jak Skinimal, też zawiera 10% kwasu, to tutaj mamy jeszcze wyciągi roślinne i laktoferynę. Przyznaję też, że śmierdzi. Ale jest niesamowicie skuteczny więc warto wytrzymać
Żeby ułatwić wybór to kolejno od łagodnego do silnego: Candid, Skinimal i HealthLabs. Chciałam też uspokoić i jeszcze raz podkreślić, że to nie jest taki typowy, złuszczający kwas, w końcu poleca się go nawet przy trądziku różowatym. Nie łączyłabym go jednak z retinolem jeśli jesteście początkującymi ale za to jeśli troszkę boicie się retinoidów, nie wiecie czy to dla was, to spróbujcie zacząć od wspomnianych kremów. Może to okaże się wystarczające.
A hasłem dzisiejszego odcinka niech będzie #pryszcz.
Jeśli film Wam się spodobał to będzie mi bardzo miło za każdą łapkę w górę i subskrypcję!
Dziś się z Wami żegnam, buziaki paaa!
Śledź Krainę Składów na YouTube, Instagramie, TikToku i Facebooku!