SPF do twarzy -który krem z filtrem warto wybrać?

SPF do twarzy – najgorszy vs “najlepszy” krem z filtrem? SPF z wysokim PPD? SPF50? 30? Opowiadam na przykładach, które lubię i… trochę mniej!


Niniejszy wpis zawiera płatne lokowanie produktów marki Catch a Tiger. Tego typu współprace pozwalają nam na dostarczanie wysokiej jakości treści, które mogą zainteresować naszych czytelników. Dziękujemy za zaufanie i wsparcie!


Jakie kremy z filtrem polecam, a jakie moim zdaniem nie są najlepszym wyborem i dlaczego? Jaki sprawdzi się przy wypryskach, a które niekoniecznie? Z tego odcinka dowiecie się jak lepiej wybierać SPFy do swoich potrzeb!

Witajcie w Krainie Składów! Wracamy do tematu kremów z filtrem i tym razem podejdziemy do tego na zasadzie „to jest fajne a to moim zdaniem – niefajne”. Myślę, że opowiadając w ten sposób można wyciągnąć sporo wniosków i wiedzieć nie tylko co kupić, ale też dlaczego i na co zwrócić uwagę. Dlatego zaczynajmy!

Nacomi

I zaczniemy od marudzenia. Jest pewien krem, który kiedyś bardzo lubiłam, ale zdecydowałam się przestać go polecać. Pewnie domyślacie się, że chodzi o… Nacomi. Ta firma to jedno z największych rozczarowań, bo trochę ją idealizowałam i uwielbiałam formuły, zapachy czy opakowania, ale później zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę im ufać.

40zł/50ml

Pierwsze opakowania kremów – super. Każde kolejne – loteria. Różne formuły, grudki, rozwarstiwanie, dziwny zapach… Nie wiadomo było na co się trafi. Musimy jednak pamiętać, że jeśli konsystencja takiego produktu jest nietypowa, czy niejednolita, to może nie zapewniać odpowiedniej ochrony.

Jak trafiło się dobrze, to był naprawdę fajny SPF! Ale myślę, że powinniśmy brać pod uwagę także to, że kupienie zepsutego czy niepewnego produktu to strata nie tylko pieniędzy, bo możemy poprosić o zwrot, ale też strata czasu i nerwów. Moim zdaniem nie warto.

Ostatnio zastanawiałam się czy wrócić do tej marki, ale wydaje mi się, że to jeszcze za wcześnie. Co prawda pojawiło się trochę nowych produktów i wydają się ciekawe, ale jednocześnie nie zbierają jakichś szczególnie dobrych opinii, nie przewijają się za bardzo na naszej grupie… Więc póki co odpuszczam, ale czekam na poprawę sytuacji lub jakieś jej wyjaśnienie.

Ziaja

27zł/50ml

Za to kremem na „tak” jest matujący SPF z Ziai Med. Co prawda matującym bym go nie nazwała, bo lubi się świecić, ale przynajmniej nie jest jakiś szczególnie tłusty i obciążający. Dodatkowo ma przyzwoite PPD wynoszące bodajże powyżej 27 co przy tak tanich filtrach rzadko się zdarza. Z minusów… Nie polegałabym na nim w roli kremu pielęgnującego i zdecydowanie polecam nałożyć pod niego jakieś serum lub krem z antyoksydantami.

To dlatego, że skład skupia się jednak na ochronie i fajnej formule, a nie na odżywianiu czy nawilżaniu skóry. Myślę, że takie produkty będą już powoli wypierane przez propozycje, które są bliższe kremom azjatyckim. Czyli rynek będzie szedł w kierunku łączenia ochrony przeciwsłonecznej i pielęgnacji w jednym. Już teraz sporo kremów na dzień jest w domyśle SPFem i to fajny kierunek bo świadomość rośnie! Mimo tego braku, krem Ziai jest po prostu bardzo dobry w swojej cenie, ma fajne PPD, jest łatwo dostępny i dość uniwersalny.

Q+A

86zł/50ml

Natomiast drugie „nie” otrzymują filtry Q+A. Bardzo nad tym ubolewam bo mają mnóstwo świetnych kosmetyków, ale niestety, nie wierzę, że te kremy zapewniają ochronę na poziomie SPF50. Albo musiałyby mieć niepoprawnie wpisany skład od producenta, albo być jakimś niesamowitym przełomem, ale chyba wówczas byłoby o tym głośniej.

No ale skąd takie odważne stwierdzenie z mojej strony? Na podstawie składu. Oczywiście skład wszystkiego nam nie powie, ale jest bardzo dobrą wskazówką, więc zobaczcie. To jest skład zielonej wersji kremu. Na zielono zaznaczyłam niacynamid, a na niebiesko pierwszy z występujących filtrów. W tym przypadku jest to filtr mineralny.

Wiemy, że składniki są wymieniane w kolejności od najwyższego stężenia do najniższego aż do 1% gdzie te składniki mogą być podane losowo. Czyli tutaj dostajemy informację, że niacynamidu jest więcej od filtra. No i niestety nie znam technologii, w której to ma prawo działać i dać ochronę na tak wysokim poziomie.

Owszem, są inne filtry, ale wciąż – w takiej ilości nie mam pojęcia jak miałoby to działać, bo jest ich po prostu za mało. Chociaż nie znamy szczegółowych stężeń, to raczej ten filtr nie zawiera kilkudziesięciu % niacynamidu… A tyle byśmy potrzebowali, aby ten skład zgodnie z moją wiedzą, miał sens. Po prostu im nie ufam. Jako zwykły krem pielęgnujący – ok. Jako coś do ochrony – nie polecam.

Catch a Tiger

 49,90zł/40ml

Za to polecam krem Catch a Tiger. Aktualnie jest dostępny tylko przez Internet, ale może w przyszłości trafi do Rossmanna. Polecam go dlatego, że jest dostosowany do skóry tłustej i skłonnej do wyprysków. Ma lekką, nietłustą formułę, zawiera składniki regulujące wydzielanie sebum i wspiera mikrobiom. Ciekawostką jest też to, że zawiera zielony pigment… A bardziej precyzyjnie, ten kolor jest taki… Oliwkowy?

To nie jest coś, co zostawi na skórze zieloną poświatę albo przyciemni. Sama jestem bardzo blada, a mimo to bez problemu mogę go używać. Ten kolor ma za zadanie neutralizować zaczerwienienia i ujednolicić koloryt, bo producent – bardzo słusznie – wziął pod uwagę, że skóra tłusta ma też często zaróżowione przebarwienia po wypryskach. Żeby je dodatkowo złagodzić, krem zawiera także wyciąg z wąkroty azjatyckiej, która działa jako antyoksydant, wycisza wypryski, wspiera regenerację i zapobiega „utrwalaniu” się przebarwień.

Tak więc krem nie bieli, nie jest tłusty, ma przyjemny zapach, alee czasem potrafi się troszkę rolować. Zauważyłam, że dzieje się to tylko wtedy, kiedy podczas jego zastygania próbuję dołożyć kolejną warstwę. Dlatego teraz robię tak, że nakładam porcję na czoło, rozsmarowuje, nie wracam do tego miejsca, smaruję policzki, zostawiam itd. a później daję mu chwilkę aby się ułożył i nakładam makijaż. Nic mi się wówczas z nim nie dzieje. I przez to, że zwykle właśnie w ten sposób nakładam filtr, to długo nie wiedziałam, że ma jakąkolwiek tendencję do rolowania.

Co ważne, podkreślę też, że po tym filtrze mnie nie wysypuje, a mam do tego ogromną tendencję, szczególnie jeśli przez dłuższy czas używam tego samego filtra. Ten dostałam jeszcze dłuuugo przed premierą i to w takim laboratoryjnym słoiczku, więc miałam czas go przetestować i na szczęście nie miałam żadnych wysypów, czy co gorsza, podskórnych wulkanów. A uwierzcie, że filtry bardzo często je u mnie powodują i przez to trochę się boję testować nowości z tej kategorii.

Garnier i La Roche Posay

 Kolejne filtry będą takim…Trochę polecam, trochę nie polecam z gwiazdką*. Bo to nie tak, że są złe – wręcz przeciwnie i bardzo je lubię. ALE nie są dla wszystkich i poruszają ważny i nierozumiany temat, bo zawierają „wysuszający alkohol”. Czyli Garnier i La Roche Posay.

60zł/30ml
68zł/50ml

Zwykle jak ktoś w internecie poleci taki filtr to zaczyna się krzyk, że jak tak można, że alkohol, że wysusza, że bariera hydrolipidowa to już tam z ceramidami orszak pożegnalny szykuje… No nie do końca. Ale zacznijmy od tego, po co dodaje się taki alkohol do kremów z filtrem. Np. może być rozpuszczalnikiem dla substancji ochronnych i umożliwia ich równomierne rozłożenie.

Może też zapewniać lżejszą formułę i matowe wykończenie, a sam sobie „wyparuje”.
Może też przyspieszać zastyganie produktu albo np. być jednym z konserwantów. W każdym razie – nikt tego na złość nie dodaje. I nie każdemu to będzie szkodzić!

Filtrów zawierających sporą ilość alkoholu nie poleca się skórom wrażliwym, naczynkowym, suchym i odwodnionym. Aleee jest bardzo prosta metoda, aby ograniczyć negatywne skutki. Często wystarczy, że pod taki SPF nałożymy krem pielęgnujący lub przynajmniej emulsyjne serum. Wówczas emolienty stworzą nam „warstwę ochronną”, która złagodzi działanie alkoholu, zapobiegnie odwodnieniu skóry i ograniczy powstawanie podrażnień.

Oczywiście nie każda skóra to zaakceptuje, ale jestem też przeciwna demonizowaniu. Nie wszystko musi być dla każdego i jeśli ktoś takie filtry lubi, to w porządku. Często będzie trzeba przy nich bardziej zadbać o barierę hydrolipidową czy mikrobiom, ale jeśli komuś się sprawdza, to naprawdę jest dużo, dużo ważniejsze.

W rozmowach o składnikach często brakuje tego „moim zdaniem” „według mnie” „uważam, że”, tylko pojawia się nachalna narracja, jakby każdy MUSIAŁ uważać tak samo. No nie.. Takie bezrefleksyjne powtarzanie czyichś komentarzy naprawdę o niczym dobrym nie świadczy.

A te filtry będą dobre dla osób, które szukają bardzo lekkich, niemal niewyczuwalnych kremów i nie mają większych problemów ze skórą.

→Jak uniknąć rolowania się SPF?

Altruist

A kolejnymi filtrami, które mogą okazać się bardzo przydatne są te od Altruist. Podobnie jak Ziaja, to nie są kremy pielęgnujące. Nie są też szczególnie przyjemne, lekkie czy nietłuste, a wręcz dają vibe takich troszkę starszych filtrów. Więc dlaczego je polecam? Przez bardzo wysokie PPD. Ze świecą szukać podobnego w takiej cenie.

48zł/100ml
89zł/200ml
75zł/50ml

Dwa pierwsze filtry mają ogromną pojemność, więc ta cena za taką ochronę to jest coś, czym warto się zainteresować, szczególnie do ciała czy jeśli planujecie wyjazd w gorętsze miejsca i potrzebujecie wyższej ochrony. Bo tak jeszcze przypomnę, że SPF odnosi się do ochrony UVB a PPD do UVA. Tego drugiego producenci nie mają obowiązku podawać.

Te kremy nie są moim pierwszym wyborem jeśli chodzi o codzienną pielęgnację, to na pewno, ale jeśli wybieracie się na plażę, rower, czy wiecie, że będziecie narażeni na większe niż zwykle promieniowanie, to jedne z najbardziej opłacalnych opcji. Wyżej jeśli chodzi o ochronę są głównie dużo droższe, typowe dermokosmetyki.

Jeśli film był dla Was przydatny, możecie napisać mi jakiego kremu teraz używacie lub jakiego szukacie. Np. lekkiego, taniego, do ciała?
A kto ma skórę, łapka w górę! Dziś się z Wami żegnam, buziaki paaa!
Śledź Krainę Składów na YouTubeInstagramieTikToku i Facebooku!