Recenzja książki „Mikrobiom Skóry”

Książka Mikrobiom Skóry„Mikrobiom skóry. Przewodnik po świecie naturalnej i zrównoważonej pielęgnacji skóry” – brzmi pięknie, ale co znalazłam w środku? Weźmy to dzieło pod przysłowiową lupę!

Co mi się podobało?
– Informacje dotyczące roli mikrobiomu
– Opisy funkcji i budowy skóry
– Ciekawostki dotyczące bakterii



Co mi się nie podobało w książce Mikrobiom Skóry?


– Ogromna niekonsekwencja. Raz otrzymywaliśmy „łopatologiczne” uproszczenia, a po chwili można czuć się jak na wykładzie.
– Wstęp z perspektywy bakterii, który wywołał u mnie „WTF”. W ogóle nie pasuje do reszty treści.
– Strasznie składnikami, powielanie mitów (rakotwórcze składniki, kumulacja w organizmie)
– Bezsensowne rady, które nic nie mówią np. „kup przetłuszczone mydło” (skąd mam wiedzieć jakie to jest?) albo „dobre mydło powinno zostać na długo” (ale co to znaczy długo? Jak kupię duże mydło to będę mieć długo, a jak małe z glinką to krótko więc ??? )
– W kilku fragmentach dosłownie zdanie po zdaniu autor sobie zaprzecza. Np. nazywa cytrusy owocami „wysokiego ryzyka”, po czym zdanie później poleca jedzenie pomarańczy i picie soku z cytryny.

Najbardziej zawiodła mnie…?

Część pielęgnacyjna. Zero konkretów, pomocy w wyborze produktów, mity, nieścisłości.
Rady z tej książki podsumowałabym jako: nie pal papierosów, nie pij alkoholu, idź pobiegaj, oddychaj świeżym powietrzem.

Wkurzyła mnie…?

Manipulacja.
Jeśli ktoś Wam mówi, że w kosmetykach „substancja X jest rakotwórcza, kumuluje się w organizmie, niszczy wątrobę i trzustkę, a do tego uszkadza mikrobiom” a chwile później dodaje zdanie żeby mieć czyste rączki czyli „ale zależy od stężenia” – to jest manipulacja i to paskudna. Sama kiedyś dałam się na to nabrać. Owszem, pokazujemy lepsze alternatywy, szukajmy lepszych rozwiązań, ale wywoływanie paniki to nie jest dobra droga.

Strach jest idealnym narzędziem manipulacji. Kosmetyki dają ogromne pole do popisu, wystarczy wykorzystać jakieś półprawdy, ominąć kwestię stężeń i sposobu podawania, żeby wcisnąć odbiorcy nasze stanowisko czy produkt. To dawka czyni truciznę, a skóra jest naszą barierą, nie wciąga wszystkiego jak gąbka!
Często dużo więcej szkodliwych substancji spożywamy czy nawet wdychamy, niż znajdziemy w tych „strasznych kosmetykach”.

Ważna uwaga!

To, że ktoś promuje naturalne rozwiązania, albo naturalne kosmetyki, nie oznacza, że nie manipuluje i nie kłamie.
Niestety mamy tendencję do myślenia „Naturalne czyli dobre. A chemia to be, oszukują” – ojj nie! Producenci naturalnych kosmetyków też czasem posuwają się do nieczystych zagrań, a wykorzystywanie strachu jako narzędzia manipulacji to bardzo popularna praktyka.
Jeśli ktoś Wam mówi „wyrzuć swój rakotwóczy kosmetyk i kup sobie ten full natura produkt z symbolem ważki” to uwierzcie, że baaardzo często nie robi tego z dobroci serca.
Marketing jest bezlitosny w każdej dziedzinie i po każdej stronie barykady.

Boimy się tego, czego nie znamy, a tego typu książki niestety nie ułatwiają. Nie polecam i uważam, że o ile wspaniale, że porusza się temat mikrobiomu, to pod wieloma względami ta książka jest krokiem w tył.