Popularne kosmetyki, których NIE POLECAM – Stars from the Stars | Wedel, skarpetki złuszczające i odżywki do rzęs – czyli jakich kosmetyków unikać według mnie.
Ja tego nie kupuję!
Jakich kosmetyków osobiście nie kupuję i dlaczego? Co myślę o popularnych i reklamowanych wszędzie nowościach? I co niepokojącego dzieje się z kosmykami? Oczywiście – moim zdaniem.
Witajcie w Krainie Składów! Chociaż głównie zajmuję się polecaniem fajnych kosmetyków, to nie zawsze jest tak kolorowo i nie wszystko mi się podoba. Chciałabym troszkę z Wami o tym porozmawiać
Tylko uwaga – w odcinku mogą pojawić się krytyczne komentarze na temat znanych i lubianych produktów. Proszę, nie bierzcie tego do siebie. Ja też nie jestem nieomylna i czasem brakuje mi jakichś informacji, więc dzielę się swoimi obawami. Potraktujcie ten odcinek luźno.
Nowości Stars from the Stars
A chciałabym zacząć od nowości Stars from the Stars czy też ogólnie OnlyBio we współpracy z firmą Wedel. No wszędzie jest o tym głośno, budżety na reklamę są tam pewnie potężne, każdy te produkty recenzuje, no jest szał! A ja uważam, że są… Poniżej przeciętnej. Nic nie kupiłam i mam co do nich sporo wątpliwości.
Sama współpraca to według mnie świetny pomysł i wiele można z tego wyczarować! Tylko jego wykonanie… Uhh. Wybaczcie, ale uważam, że to taki skok na kasę po linii najmniejszego oporu. Jak testowałam i wąchałam te kosmetyki, to miałam wrażenie, jakby były robione na szybko i bardzo na siłę, żeby tylko wepchnąć je dzieciom z TikToka. I tak, to edycja limitowana bo zgaduje, że pewnie są jakieś koncesje ze względu na użycie znaku towarowego, ale w praktyce to tworzy też na podatnych osobach presje na zasadzie KUP, JUŻ, TERAZ, BO ZARAZ NIE BĘDZIE.
Tzn. żeby nie było – limitowane edycje są spoko i mają swój urok, jednak tu naprawdę odczułam jakby to było nastawione na dzieci i kontent na Tiktoczki. Myślę też, że najmocniejszym atutem tej serii powinny być zapachy, a chociażby te z pomadek w ogóle nie kojarzą mi się z Wedlem. Nawet googlowałam, czy serio mają takie słodycze, czy po prostu firma nagina wszystko, aby wykorzystać najpopularniejsze i najtańsze substancje zapachowe jakie są na rynku.
Bo… no właśnie… To nawet nie są jakieś piękne, dopracowane zapachy. W niemal wszystkich czuję nutę plastiku i są dla mnie zbyt syntetyczne. W dodatku nawet nie są jakieś wyjątkowe, bo wydaje mi się, że czułam je w produktach… chyba Catrice? Może MySecret? Nie pamiętam dokładnie, ale nie wydaje mi się, że to są jakieś specjalnie opracowane zapachy dla Wedla, tylko coś, co już się przewijało. No ale mogę się mylić. W końcu to moje odczucia i nie patrzyłam im na ręce.
Formuły też mnie nie porwały, a szczególnie źle wypadały winylowe pomadki. Nie lubię tego typu produktów bo według mnie są problematyczne. Klejące, nietrwałe, niekomfortowe, a do tego lubią uciekać poza kontur ust. Naprawdę nie zdziwiłabym się jakby próbowali zrobić coś innego, nie wyszło, ale czas gonił więc nazwali to winylowymi pomadkami i puścili jak jest. Myślę tak również dlatego, że ze wszystkich typów pomadek, te chyba nie są zbyt popularne. Sama znam tylko takie z Maybelline, ale one są zastygające a te tutaj nie.
Najbardziej ciekawiła mnie paleta i te błyski były całkiem ładne, natomiast pozostałe wydaje mi się, że są zbyt zbliżone, przez co mogą się tak jakby „zlewać” w makijażu i wyglądać na jedną plamę koloru. No i cena też nie była najmniejsza jak na półkę jakościową mniej-więcej lovely.
Jestem rozczarowana i całość daje według mnie vibe dodatków z Bravo. ALE żeby nie było, to jak rozmawiałam o nich na insta, to opinie były różne. Trochę więcej osób mówiło, że im się nie sprawdzają, ale były i pozytywne recenzje. Jak zawsze wybór należy do Was. Ja jednak nie kupię bo znam inne, fajniejsze i bardziej opłacalne. Jakbym miała coś kupić tego typu i od tej firmy, to prędzej odżywki do włosów. Szampony i wcierki mnie swędzą więc nie ma takiej opcji, ale odżywki są naprawdę ok.
Tylko przyznaję, że mam trochę dość takich firm, które co chwila sypią nowościami, a ta jakość w żaden sposób nie idzie do góry. Albo to po prostu te same produkty, tylko w innych zapachach. To jak takie fast-beauty. Taki kosmetyczny fast-food. To nie jest kierunek, w którym chciałabym żeby szły kosmetyki i coraz bardziej doceniam te mniejsze firmy. Moja skóra też czuje różnicę.
Skarpetki złuszczające
Kolejnymi produktami, których nie polecam… a właśnie zbliża się na nie sezon… są skarpetki złuszczające. To kosmetyki, nad którymi mamy małą kontrolę, bardzo łatwo przegiąć i sobie zaszkodzić. Takie skarpetki działają też na grzbiet stopy, która nie potrzebuje tak intensywnego złuszczania, więc niepotrzebnie tę skórę narażamy.
Dlatego jestem fanką regularnego dbania o stopy i zawsze trzymam przy łóżku jakiś intensywnie nawilżający krem. Jeden z moich ulubionych i to od paru lat, to niebieski Vianek z mocznikiem w stężeniu 10%. W sklepach znajdziecie nawet silniejsze produkty z wyższymi stężeniami tej substancji i może ona działać wówczas złuszczająco. Takie wyjście jest znacznie bezpieczniejsze, niż próba złuszczenia wszystkiego „na raz”, gdzie można się wręcz poparzyć.
Odżywki do rzęs
Kolejny temat jest troszkę poważniejszy, bo dotyczy odżywek do rzęs. Nie kupuję i nie polecam odżywek, które zawierają bimatoprost. I ogólnie jestem daleka od straszenia składnikami. Uważam, że wiele osób nakręca strach tylko po to, żeby mieć wyższe wyświetlenia bo to z nich zarabiają, a no nie ukrywajmy – niebezpieczne kosmetyki to jest chwytliwy, chociaż bardzo naciągany temat.
Tylko z bimatoprostem jest tak, że to składnik, który nie oddziałuje tylko na „standardową” skórę, która jest barierą, ale ma kontakt z linią wodną i oczami. Dlatego tu pozwalam sobie być bardziej wymagającą. Ogólnie ta substancja jest przede wszystkim składnikiem leków stosowanych w leczeniu jaskry czy nadciśnienia wewnątrzgałkowego. Zwiększa odpływ cieczy wodnistej z oka, co prowadzi do obniżenia ciśnienia w jego wnętrzu. I to jest ok, bo leki są ważne i potrzebne.
Natomiast bimatprost ma też skutki uboczne. Z tych dobrych to przyciemnienie, zagęszczenie i wydłużenie rzęs.
ALE z tych złych może pojawić się np. przekrwienie spojówek, ciemnienie skóry wokół oczu, nieodwracalne ciemnienie tęczówki, a także zaburzenie wzrostu rzęs, które mogą zacząć rosnąć w nieprawidłowym kierunku albo wrastać, co może wiązać się też z różnymi zapaleniami powiek.
Dlatego uważam, że nie warto ryzykować. Są odżywki bez tego składnika np. chyba nawet Eveline taką ma, ale nie używałam. Na tym punkcie jestem wręcz troszkę przewrażliwiona i wolę dmuchać na zimne. Ale oczywiście wszystko zależy od Was.
Perfumy Miya
A teraz nie grupa produktów, tylko konkret. Czyli perfumy Miya – w zasadzie to woda perfumowana, ale uznajmy ten skrót. O ile kosmetyki w znacznej większości lubię, tak nad perfumami uważam, że powinni popracować albo zacząć od mgiełek. Zapach to oczywiście kwestia gustu i jednym może się coś podobać, innym niekoniecznie. Ale ja nie czepiam się samych kompozycji zapachowych, tylko tego, jak bardzo tłumi je alkohol.
On jest tutaj bardzo, bardzo wyczuwalny. Przez to zapachy wypadają tanio. Może kojarzycie, że jakoś 15 lat temu były popularne sklepy typu „wszystko po 5zł” i tam czasem były dostępne perfumy i miały dokładnie ten sam problem. Zapach jakiś tam był, czasem nawet ładny, ale ukrywał się pod nutami denaturatu. Jeszcze gdyby to było tak, że on sobie wietrzeje i znika, a zostaje zapach – mogłabym wybaczyć. Ale nie, one znikają razem. Za blisko stówkę tak nie powinno być. Nawet za 50zł tak nie powinno się dziać. Gdyby tak zachował się jeden zapach to jeszcze ok, ale one wszystkie tak mają.
Mimo to, chciałabym żeby Miya dalej szła w perfumy, bo chciałabym kupować więcej polskich produktów tego typu w dobrych cenach. Sam kierunek nie jest więc zły, ale jakość powinna być znacznie podciągnięta. Bo da się. Bo istnieje sobie takie Made in Lab, co prawda to „inspiracje”, ale te zapachy potrafią fajnie się nosić i mam tam kilka zapachów, które lubię nawet bardziej od oryginału. Za stówkę swoje perfumy ma też drogeria Nautra i one też są dobrze zrobione. Więc da się tanio i da się dobrze.
Perfum Miya póki co nie polecam i nie kupię, ale szczerze trzymam kciuki i gratuluję odwagi. Bo perfumy to nie jest łatwy temat.
Bo wiecie, że np. Doda też ma swoje perfumy – tzn. wodę perfumowaną? Nie zamawiałam nawet odlewek bo z tego co czytałam, to zupełnie nie mój klimat bo są podobno ostre i dość męskie. Ale premiera ojeju. Co tam się wydarzyło… Aż huczało. Najpierw była kontrowersja, bo flakoniki są bardzo podobne do tych od Ghost… Albo tymi Lunami.
No słabo to wyszło, ale jak wąchaliście to chętnie poznam Waszą opinię. Słyszałam, że trwałe tylko no właśnie męskie a ja takich nie noszę.
Balsamy do ust z Bielendy
A wiecie czego jeszcze nie lubię? Nowych balsamów do ust z Bielendy. To marka, której rzadko zdarzają się buble, ale tych pomadek z filtrem po. Prostu. Nie. Cierpię. Nie mam pojęcia jak one trafiły do sprzedaży, bo zupełnie poważnie mam przez nie odruch wymiotny.
Wyobraźcie sobie taki stary filtr wymieszany z cukrem. Według mnie to ten sam zapach. Przy pierwszym użyciu nałożyłam tę różową na pewniaka, no bo co złego może się stać i ojeju… Ten chlorowy, gorzki posmak czułam wszędzie jeszcze przez dobrą godzinę. Miałam wrażenie, że wlazł mi w gardło i zatoki, do tego czułam jak drapie i gryzie w przełyku. Naprawdę zrobiło mi się niedobrze.
Miałam już takie niezbyt dobre pomadki z filtrem np. z Action i ona była po prostu tłusta, ale dało się nosić. Ale te… No nie mogę.
Czasem się wkurzam jak zwykły filtr migruje i czuć jego posmak, ale tu miałam wrażenie jakbym zjadła pełną łyżeczkę SPFa. Co mi po świetnej ochronie, jeśli produkt powoduje mdłości i daje odczucie jakiejś zgagi. Z tego co czytałam to dużo osób ma podobne odczucia, ale jak ze wszystkim, zdarzają się też dobre opinie. Dlatego może powiem tak… Jeśli jesteście wrażliwi na zapach i posmak filtrów, to absolutnie nie polecam. Jeśli zdarza się, że pomadki gryzą Was w gardło, to też raczej nie jest produkt dla Was.
Podsumowanie
A co Wam się ostatnio nie sprawdziło? Dajcie znać w komentarzach i możecie zostawić też hasło… #Bóbr. Bo czemu nie. A kto ma skórę, łapka w górę! Dziś się z Wami żegnam, buziaki paa!
Śledź Krainę Składów na YouTube, Instagramie, TikToku i Facebooku!