Naturalna pielęgnacja – gotowe plany pielęgnacyjne

Witajcie w Krainie Składów! Zapraszam Was na wpis stworzony we współpracy drogerią NatiNati, która znana jest z dużego wyboru naturalnych produktów. Z tej okazji ułożyłam całą, przykładową pielęgnację z użyciem naturalnych kosmetyków.

Kosmetyki naturalne – wstęp

Zanim przejdziemy do konkretów, chciałabym ogólnie poruszyć temat kosmetyków naturalnych. Wiem, że niektórzy mogą się spierać i mówić, że naturalne są lepsze, inni powiedzą, że wolą syntetyczne – okej, to kwestia indywidualna. Sama myślę, że jestem gdzieś po środku i uwielbiam kiedy natura jest wspierana przez nowe technologie. Aleee nie da się zaprzeczyć, że kosmetyki naturalne można wybierać nie tylko ze względu na działanie.

W tego typu produktach fajne jest to, że możemy np. wesprzeć małe, czasem nawet lokalne firmy. Podoba mi się również myśl, że takie kosmetyki są tworzone z „serduszkiem”, a do tego interesują mnie właściwości roślin i właśnie wśród kosmetyków naturalnych znajduję mnóstwo ciekawostek.

PLUS! Lubię też rękodzieło.

Do czego dążę – no do tego, że kosmetyki można dopasować zarówno do potrzeb skóry, jak i nawet do naszych poglądów! I to jest w tym wszystkim piękne

Mam parę rad odnośnie kosmetyków naturalnych i myślę, że mogą Wam się przydać.

Kosmetyki naturalne – certyfikaty

Warto wiedzieć, że prawnie nie jest określone kiedy kosmetyk jest tak serio naturalny. Czasem też możemy trafić na kosmetyki „z dużą zawartością substancji naturalnych” – i będą one zawierać syntetyczne dodatki. Dlatego jeśli zależy Wam na bardzo naturalnych produktach lub czegoś unikacie, to dobrze jest zaglądać do składów i nie ulegać samym „naturalnym” nazwom i opakowaniom. Możecie też szukać odpowiednich certyfikatów, jednak wiadomo – to kosztuje i mniejsze firmy nawet będąc naturalne, mogą tych certyfikatów nie mieć.

To, co również trzeba mieć na uwadze kupując kosmetyki naturalne, to fakt, że partie mogą się między sobą różnić. Mogą mieć inny zapach czy kolor w zależności od sezonu i zbioru poszczególnych składników. Dodatkowo takie kosmetyki mogą być mniej trwałe, dlatego czasem warto przemyśleć np. włożenie ich do lodówki. Wtedy przedłużymy ich trwałość i lepiej zabezpieczymy. To postępowanie jest czasem nawet wymagane jeśli mówimy o maksymalnie naturalnych produktach.

Dlatego moim zdaniem nie ma co się obrażać na syntetyczne dodatki bo zaoszczędzają wiele problemów. Ale to już poruszymy przy konkretach.

Przejdźmy do konkretnych kosmetyków!

Demakijaż

Tutaj chciałabym zaproponować dwa kosmetyki – coś delikatniejszego i coś na mocniejszy makijaż.

Pierwsza propozycja to bezzapachowy płyn micelarny od OnlyBio (30zł/250ml *szkło).

Ma szklane opakowanie i wygodną pompkę, a skład jest minimalistyczny.

Płyn poradzi sobie z delikatnym makijażem, szczególnie mineralnym i może stanowić pierwszy etap oczyszczania jeśli używacie kremów z filtrem. To bardzo przydatne aby ograniczyć zapychanie.

Drugi produkt to znane i lubiane balsamy do demakijażu z Fluff (27zł /50ml).

Są przyjemnie kremowe, pachnące, dobrze zmywają cięższy makijaż, a do tego dość łatwo je spłukać. Podoba mi się, że nie mają tendencji do zbrylania mimo że zawierają olej kokosowy!

W ogóle olej kokosowy w tego typu produktach to dobry pomysł, ponieważ łatwo się rozpuszcza, ale jeśli macie problemy z trądzikiem to warto się przyłożyć, aby żadne resztki tego produktu nie zostały na skórze.

Mycie

Też dwa produkty. Jeden hit i klasyk, a drugi taka ciekawostka dla osób, które są bardziej wkręcone w naturalną pielęgnację.

Hitem i klasykiem jest oczywiście żel Resibo z ekstraktem z brzoskwini (45zł/125ml).

Często udzielam się w grupach o pielęgnacji i wiem, że to jeden z najbardziej polecanych produktów do mycia. Jeśli zapytacie co warto przetestować z tej marki, to prawdopodobnie duuużo osób wskaże ten właśnie żel. Jest delikatny, nawilżający i bardzo przyjemny w stosowaniu. Do tego wspomniany ekstrakt z brzoskwini jest bogaty w witaminy i potrafi delikatnie poprawiać strukturę skóry.

Drugim produktem i ciekawostką jest żel Di-Es (25ZŁ/150ml).

A ciekawostką jest przez fakt, że zamiast „typowych” substancji myjących, zawiera wyciąg z korzeni mydlnicy lekarskiej. Ma on właściwości myjące ponieważ zawiera saponiny. Właśnie – Saponiny… Kojarzy się z angielską nazwą mydła – soap, prawda? Ma to swoje korzenie w języku łacińskim (sāpō – „mydło). ot taka ciekawostka.

Ale wracamy do żelu. Od razu mówię, że jest to produkt o mocnym ziołowym zapachu Nie pieni się, jest delikatny i chociaż mi samej nie do końca pasuje, to uważam, że jest godny wspomnienia. Jest oryginalny i tego odmówić mu nie można.

Peelingi

Wybrałam dwa rodzaje. Kwasowy i mechaniczny.

Kwasowy czyli opierający się na kwasie glikolowym. Zawiera dodatki w postaci np. olei roślinnych z pestek moreli czy mango (11zł).

Tego typu peeling nakłada się jak maseczkę i pozostawia na około 5-10 minut. Przy tym produkcie bardzo przekonuje mnie cena. No aż szkoda nie spróbować. A do tego uważam, że jak na opcję kwasową, to ten peeling jest bardzo 'rozsądny”. Trochę przerażają kwasy w stężeniach typu 30%, dlatego wolę coś delikatniejszego.

Sama, jeśli nie mam wyprysków, to wybieram peelingi mechaniczne. Ostatnio uwielbiam ten taniutki z LaQ (20zł/100ml).

Jest jak ścierająca pianka. Troszkę tę buzię „szlifuje”, ale w przyjemny sposób. Przede wszystkim łatwo go kontrolować. Rolę drobinek ścierających pełni tutaj drobniutki korund, a największą zaletą produktu jest natychmiastowa gładkość, którą pozostawia. Tylko wiadomo, z peelingami mechanicznymi trzeba ostrożnie, żeby nie uszkodzić żadnych ranek czy wyprysków.

Maseczka

W sklepie na szczęście można znaleźć produkty o większej pojemności i mi spodobały się akurat maseczki ASOA. Konkretnie ta fioletowa.. Pachnie jak cukierkiii (46zł/50ml).

Ale nie dlatego mi się spodobała. Przede wszystkim jest to mój ulubiony typ maseczki, czyli glinkowa, ale wyróżnia ją super kremowa konsystencja i powolne <jak na ten typ> zasychanie. Bo pamiętajmy, że maseczkom glinkowym nie powinniśmy pozwalać zaschnąć.

W każdym razie, uwielbiam to jak szybko „podlecza” skórę po cięższym dniu. Nic dziwnego, bo zawiera najdelikatniejszą białą glinkę, masło shea i wyciąg z nagietka. Czyli to taka kojąco-regenerująca mieszanka. No i dodatkowy plus za szklane opakowanie.

Hydrolaty

Czyli „zamienniki” toników. Tak się składa, że mam o nich calutki odcinek i praktycznie każdy z proponowanych produktów znajdziecie w sklepie. Więc super. Wybór jest ogromny!

Mają nawet takie, o których nie wspominałam wcześniej czyli np. Naturolove. Chciałabym je tu podkreślić ponieważ mają nietypowe rodzaje, których sama nie testowałam np. imbirowy (25zł/50ml), który nadaje się jako wcierka, albo z drzewa sandałowego. I ten podobno ze względu na zapach bardzo lubią panowie.

W ogóle ta marka ma sporo półproduktów takich jak glinki czy oleje, albo gotową błyszczącą marchewkową serię do ciała, więc też warto zwrócić uwagę bo dobrze wypadają cenowo.

Serum

Wybór wśród popularniejszych firm jest spory, dlatego ja postanowiłam wybrać coś z malutkiej manufaktury. Ma zarówno duże plusy i jak i kilka minusów (30zł/30ml).

To serum jest specyficzne – pachnie nie za ładnie, potrafi się trooszkę lepić no i nazywa się rokitnik a nie ma rokitnika.

Z tego co się dowiedziałam to dlatego, że traf chciał, że tak nazywa się seria, bo początkowo miał być tylko krem i wyszło jak wyszło. A i.trzeba nim wstrząsnąć przed użyciem, ponieważ na dnie osadza się niacynamid,

Więc dlaczego wybrałam taki produkt?

Bo wśród manufaktur rzadko trafiam na propozycje typowo do cer naczynkowych, a tu kompozycja pasuje do tych cer idealnie. Znajdziemy tutaj hydrolat z kwiatów gorzkiej pomarańczy, ekstrakt z oczaru, niacynamid, postbiotyk czy nawet rutynę, która świetnie wspiera odporność cery naczynkowej. Tego typu produkty są zwyczajnie rzadkie, nawet wśród większych firm i dlatego uznałam, że to serum warto pokazać ze względu na jego skuteczność, bo działanie jest fajne.

Krem pod oczy

Masełek pod oczy od la-le chyba przedstawiać nie trzeba, bo każdy fan naturalnej pielęgnacji je pewnie kojarzy (30ml 27zł i 60ml 31zł).

Te produkty natłuszczaja i chronią okolicę pod oczami. Szczególnie dobrze spisują się jesienią i zimą. Wiem, że osoby z cerami dojrzałymi lubią często nakładać to masełko na całą buzię i mam tu dobrą wiadomość, bo dostępne są też większe wersje tego produktu. A jeśli wolicie coś lżejszego, to możecie przetestować nowości z Gift of Nature (20zł/15ml)

Krem do twarzy

Wracamy do rokitnika i tu ten rokitnik już serio jest. Ale nie tylko, bo mamy tu całą kompozycję wzmacniających składników (60zł/50ml).

Podobnie jak w serum, znajduje się tutaj hydrolat z kwiatów gorzkiej pomarańczy, ale także np. masło shea, olej z rokitnika, wyciąg z arniki i kasztanowca oraz pochodna rutyny. To wręcz podręcznikowy zestaw na naczynka!

Krem w moim odczuciu jest świetny na jesień czy zimę, bo potrafi ukoić zaczerwienioną buzię. Ma do tego przyjemną formułę, bo nie czuję przy nim obciążenia skóry, a jednocześnie czuje, że coś ją chroni i świetnie wyrównuje koloryt. Bardzo ładnie goi też drobne ranki I wiecie co? Po pierwszym użyciu nie mogłam przestać go wąchać. Pachniał pączkiem z adwokatem!

Tylko uwaga – krem raczej lubi chłodniejsze miejsca do przechowywania. Niekoniecznie lodówka, byle nie jakaś szafka w łazience gdzie dotrze do niego ciepła para.

Kremy SPF

Jeśli chodzi o kremy z filtrem, to w sklepie znajdziecie zarówno moje ulubione Nacomi (odcinek na kanale) i Manaslu, które omawiałam ze sto razy.

34zł/50ml – 66zł/40ml – 86zł/40ml

Wyjątkowo jak na ten kanał wspomnę też, że w sklepie znajdziecie naturalną markę makijażową felicea. Ich podkład to podobno hit. Mają też duży wybór pomadek i błyszczyków. Nie tylko typowo ochronnych, ale też z kolorem.

11A 54zł/30ml 11B 30zł

Do sklepu NatiNati warto zaglądać regularnie, bo mają wiele nowości i super promocje, a wszystko trzyma się naturalnej strony pielęgnacji! Oczywiście potrzebne linki znajdziecie w opisie!

A jeśli film Wam się spodobał, to pamiętajcie o tym, żeby odwiedzić pozostałe social media „W Krainie Składów”! dziś się z Wami żegnam, buziaki paa!