Jaki SPF wybrać? Który krem z filtrem do twarzy warto kupić lub nie? Jak często reaplikować SPF? Czy są dobre kremy SPF w drogerii Rossmann albo Hebe?
Jaki krem z filtrem wybrać? Jaki jest mój ulubiony a jakich nie polecam i dlaczego? Zapraszam na przegląd SPF! Witajcie w Krainie Składów! W tym odcinku znajdziecie aktualizację dotyczącą kremów z filtrem. Już zdradzę, że chyba znalazłam swój ideał! Ale SPFy to taaak indywidualny temat, że trochę sobie o nich porozmawiamy. Dzięki temu łatwiej znajdziecie coś dla siebie!
Reaplikacja
A jak często nakładać filtr? Nawet jeśli nałożysz go tylko rano, to już dobrze! Serio! Jeśli możecie dołożyć go w ciągu dnia, to świetnie, ale spokojnie. Wiem, że mogliście zetknąć się z przekazem, że „SPF trzeba reaplikować co 2h” ALE to dotyczy aktywnego spędzania czasu na zewnątrz np. na plaży, gdzie produkt jest narażony na wiele czynników zewnętrznych. Jeśli idziecie do szkoły czy pracy, to tak częsta reaplikacja nie jest konieczna. Nie róbcie sobie z tego powodu wyrzutów sumienia.
Tym bardziej jeśli macie wypryski albo ograniczony budżet. Uważam, że przekaz w mediach jest często bardzo przesadzony… Wręcz odklejony… i może powodować ciągłe poczucie bycia „niewystarczającym”. A to za mało filtra, a to nie taki, a to za rzadko reaplikowany – ciągle coś.
Nie przejmujcie się tym, serio. To też często taki chwyt żeby samemu pokazać się jako ta „pani idealna”, a prawda jest taka, że niewiele cer pozwoli na noszenie pięciu warstw filtra. Chociażby dla skóry trądzikowej to może być więcej szkody niż pożytku. Dlatego raz dziennie będzie super. Jak dacie radę częściej, to wspaniale, ale świat się bez tego nie zawali, więc spokojnie.
Też jestem osobą, której większość filtrów nie służy, a muszę ich używać, więc podpowiem co mi się sprawdza. I od razu zdradzę, że pomaga mi „rotacja” kremów. Często mam tak, że jakiś mi służy, ale kiedy używam go przez kilka dni z rzędu, to już skóra się obraża, zaczyna się wysyp albo dziwne uczucie ciepła. A jak sobie go zmieniam, to wszystko w porządku i mogę tak w kółko.
Nie wiem czy ktoś jeszcze tak ma i nie wiem skąd to się bierze, ale podejrzewam że chodzi o mikrobiom albo pH skóry. Nie wiem, ale jakieś wyjście znalazłam. Dwa różne kremy da się spokojnie zużyć.
→Jak uniknąć rolowania się SPF?
AA LaaB
A jak o kremach mowa, to zaczynamy od pierwszej nowości czyli rozświetlająco-nawilżającego AA LaaB. Jest chemiczny i zawiera też filtry nowej generacji oraz antyoksydanty np. witaminę C i E, ekstrakt z yuzu czy nawilżającą trehalozę. Z tego co napisało mi parę osób, to jego PPD wynosi 15,8.
Ważną informacją odnośnie tego kremu jest też to, że zawiera pigment i troszeczkę barwi. Jest dość jasny, ale na mojej skórze wszystko wygląda dziwnie ciemno przez albinizm, więc nie nastawiajcie się negatywnie. U baaardzo bladziutkich osób będzie co prawda widoczny, ale w razie co można go skorygować makijażem. Jeśli jednak planujecie go nosić solo, to może się odznaczać. U większości osób powinien jednak ładnie ujednolicać koloryt bo mimo wszystko nie zostawia smug.
Poza tym przyjemny, lekki, rozświetlający ale bez spoconego efektu i oczywiście – nie bieli. Raczej nie ma tendencji do rolowania, aczkolwiek tu liczy się też pielęgnacja pod spodem. Moim zdaniem to komfortowy produkt i może ładnie leżeć na cerze suchej i dojrzałej. Nie powinien obciążyć tłustej, ale myślę, że jednak za bardzo podkreśla świecenie i wągry.
Q&A
Kolejne kremy to… Bardzo ciężki dla mnie temat. Chodzi o to, że lubię firmę, często polecam ich kosmetyki, ale akurat filtry to albo gigantyczny przełom, albo… No niestety nie chronią w deklarowanym stopniu. Wiem, że to bardzo duży zarzut, ale przerabialiśmy go już w przypadku kremów Vianek, których też nie polecałam Wam z dokładnie tego samego powodu. Wątpiłam w ich stopień ochrony i jak się okazało, miałam rację, a produkty zostały wycofane. Stąd moja ostrożność i… Chociaż przez sympatię ciężko mi krytykować, to rzetelność jest dla mnie na pierwszym miejscu. I już pokazuję dlaczego mam wątpliwości.
Kremy są trzy, a wszystko najlepiej widać na wersji zielonej. Kiedy spojrzymy na skład, możemy zauważyć, że filtr jest… Podejrzanie daleko w składzie. I chociaż to nie mówi nam o stężeniu konkretnych składników, to czasem są jakieś punkty zaczepienia. W tym przypadku najjaśniejszym jest niacynamid. On raczej nie występuje w kosmetykach w stężeniu powyżej 10%, a tutaj jest go zapewne jeszcze mniej. Jakbym miała obstawiać, to nie więcej niż 3% i wnioskuje tak dlatego, że gdyby było go więcej, to raczej producent by się chwalił.
Problem leży w tym, że główny filtr jest mineralny i to dwutlenek tytanu. A ja nie znam żadnej technologii, w której ta substancja w tak niskim stężeniu dawałaby ochronę na poziomie SPF50. Poza tym nie bieli i nie pachnie filtrem, co raczej powinno się dziać przy tej substancji w takiej formie. Bo ona nie jest nano.
Kiedy to zauważyłam, to od razu zapytałam o zdanie kilku znajomych chemików i potwierdzili moje obawy. Więc albo mamy tu do czynienia z przełomem, albo no… No ja Wam ich nie polecę. Bo według mojej wiedzy i moich doświadczeń, taka ochrona nie jest w tym przypadku możliwa. ALE jeśli ma SPF50, to naprawdę szczere gratulacje! Filtry azjatyckie mogą się schować, bo poza tym nie mam się do czego przyczepić.
Z ostrożności wolę jednak powiedzieć, że nie polecam.
Balsamy do ust
Nie polecam też balsamów do ust z SPF 50 od Bielendy. Tu co do ochrony się nie czepiam i na pewno dużym plusem jest zawartość składników pielęgnujących. Problem leży w formule, zapachu i smaku. Po ich użyciu czuję się jakbym zjadła łyżeczkę posłodzonego filtra. Drapią mnie w gardło, a ich zapach jest dla mnie nieprzyjemny i gryzący. Mam od nich mdłości, które trzymają się jeszcze długo po zmyciu produktu więc u mnie kompletnie się nie sprawdziły.
Wcześniej trochę marudziłam np. na Zenova z Action, bo te pomadki też mają dość nieprzyjemną formułę. Są dla mnie aż zbyt oleiste. Ale wciąż uważam je za dużo lepszy wybór, nawet kosztem składu i ochrony bo wg mnie lepsza słabsza pomadka, niż taka, której nie mogę używać.
A póki co najlepiej z pomadek wypada według mnie SunDance z DM. Też 50 SPF, niedroga, spoko skład, nie bieli i nie czuć po niej gryzienia w gardle. Ale oczywiście przypominam, że to kwestia bardzo indywidualna więc możecie mieć inne odczucia.
Lirene
Kolejny filtr to brzoskwiniowy od Lirene. To co prawda niestety tylko SPF30, ale lepiej używać 30stki niż nie używać 50tki więc nie demonizuję. Dodatkowym plusem tego filtra jest zawartość silnych antyoksydantów czyli witaminy C i resweratrolu. I może brzmi to Wam znajomo? Jeśli tak, to słusznie, bo ten krem ma identyczny skład jak popularny około 2 lata temu inny filtr od Lirene.
Nie pamiętam ile kosztował wtedy, ale znalazłam archiwalne zdjęcia i składy są dokładnie te same, na skórze te same, kolor i zapach też. Czyli o ile nic się w proporcjach nie zmieniło, to są te same filtry tylko w innych opakowaniach. To dobra wiadomość dla jego fanów bo może pamiętacie, że ten krem faktycznie bardzo dobrze sprawdzał się pod makijaż. Był co prawda lepki i świecący, ale na tyle dobrze skomponowany, że ładnie trzymał podkład i dawał wrażenie gładszej skóry. Wystarczył puder i mieliśmy bardzo komfortowy filtr!
I tu chciałam wspomnieć, że w składzie zawiera alkohol uznawany za wysuszający. I no… Nie do końca tak jest. Tzn. sama zawartość jakiejś substancji bardzo rzadko skreśla produkt. Dlatego staramy się nie wyciągać składników z kontekstu czy analizować ich składnik po składniku. Bo jak spojrzymy na kontekst, to okaże się, że obok tego alkoholu jest całe mnóstwo składników, które… że tak to ujmę… amortyzują to ewentualne niekorzystne działanie. Bo mamy ceramidy, masło shea, olej z pestek brzoskwini czy niacynamid.
Te składniki wspierają barierę hydrolipidową, a jeśli jeszcze pod spodem macie jakiś krem czy mleczne serum, to tym alkoholem nie ma co się w ogóle przejmować.
Jego jest tam pewnie tylko troszkę i po to, żeby kosmetyk ładnie się nałożył i był lżejszy, a po tym sobie odparuje i tyle. To nie jest wcale takie straszne. I ok, ktoś może powiedzieć „ale mnie wysusza” – no tak, bo to lekki filtr więc nie spodziewajmy się cudów… Ale też nie zrzucajmy winy na jeden składnik, bo to przeważnie nie ma żadnego sensu.
Skin 1004
A sens ma za to krem, który mnie mega pozytywnie zaskoczył! To mój nowy ulubieniec i uważam, że nawet skóry tłuste i skłonne do zaskórników łatwo się z nim dogadają. Lekki, nie bieli, nie obciąża, nie świeci się, nie jest tłusty…ehm. Dobra, bo ja tak chwalę a nie pokazałam o jaki chodzi. A jest to ten filtr z wąkrotą azjatycką. Skin TYSIĄC CZTERY czyli ten błękitny.
Zawiera filtry chemiczne i całe mnóstwo cennych ekstraktów. Np. Tak jak wspomniałam z wąkroty azjatyckiej, ale też miłorzębu japońskiego, zielonej herbaty, brzozy, a nawet lucerny i kapusty! Tak więc ten kosmetyk nie tylko chroni, ale też pielęgnuje skórę. A przede wszystkim jest wyjątkowo komfortowy. Dalej trochę czuć, że to filtr, szczególnie po paru godzinach, ale świetnie układa się na skórze pozostawiając naturalne wykończenie. A nawet takie zmierzające w stronę matu, więc dla odmiany to tym razem cerom suchym może być z nim trudniej.
Testowałam go razem z Maćkiem i nie szczypał nas w oczy. Maciek to w ogóle nawet nie ma problemu z jego reaplikacją, a to już o czymś świadczy. I ja wiem, że to nie jest najtańszy filtr, ale to aktualnie jeden z nielicznych filtrów, na który MAM OCHOTĘ wydać takie pieniądze bez marudzenia. Uważam, że jest tego wart i sprawdza mi się nawet lepiej, niż dwa inne filtry które też bardzo Wam polecałam, czyli te z The Saem:
Może to komuś pomoże wybrać, więc moim zdaniem Saem są bardziej w stronę tej nowej Holika Holika, a ten błękitny, ma bliżej do kultowego Beauty of Joseon. Ostatnio parę osób pytało o więcej Koreańskich polecając, więc jak widać, stosuję się do komentarzy.
W każdym razie faktycznie jeśli macie problem ze standardowymi drogeryjnymi albo aptecznymi filtrami, a nie testowaliście azjatyckich, to warto spróbować. Różnica między nimi jest często bardzo duża! I to nie na plus czy minus, po prostu są inne, dlatego warto spróbować.
Chcę przygotować jeszcze kolejne odcinki w temacie ochrony przeciwsłonecznej więc dajcie znać czego potrzebujecie!
Możecie też zostawić komentarz #słońce. A kto ma skórę, łapka w górę! Dziś się z Wami żegnam, buziaki paaa!
Śledź Krainę Składów na YouTube, Instagramie, TikToku i Facebooku!