TOP krem i serum na zimę, czyli pielęgnacja skóry suchej, tłustej i wrażliwej! Jak skutecznie nawilżyć skórę? Jak złagodzić podrażnienia na twarzy?
W tym odcinku – tani krem z zaskakująco dobrym składem, wsparcie dla bariery hydrolipidowej z kosmiczną technologią, coś dla skóry suchej, a także i dla skłonnej do wyprysków. Witajcie w Krainie Składów! Przygotowałam dla Was zestawienie fajnych kremów i serów, które szczególnie przydadzą się w tym sezonie. Wybrałam bardzo różne propozycje zarówno jeśli chodzi o właściwości, cenę a nawet popularność, bo tak jak kiedyś mówiłam, chciałabym żebyście poznawali kosmetyki nie tylko z drogerii, ale też mniejszych, polskich firm. Tak więc zaczynajmy!
Krem nr 1. Bielenda Professional
To coś dla osób, które mają skórę mieszaną lub w stronę tłustej, ale nie potrzebują matowienia, tylko wsparcia bariery hydrolipidowej oraz podbicia nawilżenia. Krem, który proponuje to Bielenda Professional, ale tym razem nie na noc, tylko eliksir z kompleksem NMF. Jest znacznie lżejszy i mniej tłusty od wersji na noc.
Jego formuła jest na tyle przyjazna, że jeśli skóra jest bardziej sucha, to można używać go jak serum, jeśli z większą tendencją do przetłuszczania albo obciążenia, to jako krem. Podobnie można go też dostosowywać do pogody. Jest praktyczny. A w jego składzie główną rolę grają ceramidy, kompleks NMF i troszkę niacynamidu. I wiem, że ostatnio niacynamid nie jest szczególnie lubiany, ale to wszystko przez to, że ten składnik jest tak niewłaściwie wykorzystywany.
Bo on działa najlepiej w niskich stężeniach. 3 czy 5 to już max. A producenci dają nam 10, nawet 15. I to jeszcze najczęściej proponują go na wypryski, gdzie ten składnik w takim stężeniu już sam z siebie zwiększa ryzyko wysypu. Więc jeśli używaliście takich armat i nie wyszło, to nie zniechęcajcie się do składnika. Jeśli jest go troszkę i w towarzystwie łagodzących substancji, to jest duża szansa, że skóra go przyjmie.
Krem nr 2. Samarite
Jest dla osób z większym budżetem i ze skórą dojrzałą, lub zmierzającą w tym kierunku. Czyli kiedy coraz ciężej utrzymać nawilżenie, zmniejsza się jędrność i potrzebny jest też efekt wizualny. To nie będzie krem silikonowy, ale pomyślałam, że zahaczę też o tę kwestię – nie ma nic złego w tym, że kosmetyk daje „zmywalny efekt” i już tłumaczę dlaczego.
Ostatnio bardzo demonizowane są kremy silikonowe, bo wygładzają „i nic nie robią” – no właśnie robią. Wygładzają. A przecież pod spodem można mieć bogate serum, które nawilża i odżywia skórę. Więc jeśli potrzebujecie kremu nastawionego na efekt wizualny, to wciąż w porządku.
Akurat moja propozycja jest zdecydowanie po tej naturalnej stronie, bo ma dosłownie 33 ekstrakty.
Firma tłumaczy to tak, że zamiast wziąć jeden ekstrakt z konkretnej rośliny, wolą wziąć kilka o podobnym i wspierającym się działaniu, ale obniżyć ich stężenia, żeby były lepiej tolerowane przez skórę. Poza tym jest to krem bezolejowy i dostosowany również do okolic oczu.
I to ulubieniec mojej mamy. Na mojej skórze nie dawał aż tak spektakularnych efektów, ale u niej bardzo wyraźnie wygładza skórę, ujednolica koloryt i dodaje jej blasku. Nawet raz do mnie dzwoniła się pochwalić, że sąsiad pytał, czy „robiła sobie botoks bo ma jakąś taką ładną cerę”. Widzicie, nawet sąsiad na wsi docenił.
Krem nr 3. Eveline Cosmetics
To propozycja drogeryjna, ale ze świetnym stosunkiem ceny do jakości. Przyda się osobom z cerą mieszaną lub w kierunku suchej i problemami takimi jak skłonności do przebarwień, widoczne zmęczenie, ziemisty koloryt czy zaburzona bariera hydrolipidowa, ale także i dla palaczy – taka skóra ma naprawdę… Przewalone. I potrzebuje dużo antyoksydantów. Ten krem jest dla nich jedną z lepszych, drogeryjnych opcji.
A mowa o Eveline z serii z potrójną witaminą C w wersji energetyzująco odżywczej. Można go bez problemu używać cały rok, ale moim zdaniem jego formuła jest idealna na dzień w chłodniejsze sezony. Jest dość treściwy, daje efekt otulonej skóry, ale wciąż na tyle komfortowy, że bez problemu można wykonać na nim makijaż czy nałożyć jeszcze krem z filtrem.
Już na początku składu znajdziemy masło shea oraz z mango, które m.in. tworzą ochronną powłoczkę i dają efekt odżywienia skóry. Dalej mamy trzy pochodne witaminy C – w tym cenną olejową – dodatkowo wspierane przez kwas ferulowy i witaminę E. W ogóle to warto wiedzieć, że te trzy substancje tworzą wyjątkowe trio, bo wzajemnie się wzmacniają i w pewien sposób regenerują. W składzie mamy też ceramidy, które szczególnie wspierają barierę hydrolipidową. a taką wisienką na torcie jest kwas traneksamowy, który ogranicza powstawanie przebarwień.
Krem nr 4. Physiogel
To coś dla skóry bardzo wrażliwej, suchej, alergicznej, szorstkiej, podrażnionej i wymagającej specjalnego traktowania. To opcja głównie z aptek i chodzi o Physiogel. To przykład produktu, którego skład nie mówi wszystkiego, ale i tak warto wspomnieć, że zawiera między innymi ceramidy, olej kokosowy oraz skwalan. Nie jest perfumowany ani barwiony. Ogólnie jak spojrzycie w skład to może nie wydawać się imponujący, ALE! Tak jak wspomniałam wielokrotnie – skład to tylko wskazówka.
Największą zaletą tego kremu jest jego „technologia”, bo on został stworzony tak, że w pewnym sensie zastępuje barierę hydrolipidową. Czyli np. jeśli macie skórę bardzo zniszczoną np. jakimiś lekami, chorobą czy zabiegami, to ten produkt będzie nie tylko wspierał odbudowę tej warstwy ochronnej, ale dodatkowo będzie pełnił jej funkcje. Ta technologia nazywa się Biomimic.
Nawet jeśli boicie się zapychania przez olej kokosowy, to też jest przebadane i potwierdzone, że produkt ma niski potencjał komedogenny. A ogólnie to przede wszystkim propozycja dla skóry bardzo wrażliwej i po przejściach. Moja siostra miała raka piersi i przeszła chemioterapię, stąd dobrze orientuję się w produktach dla NAPRAWDĘ wymagającej skóry i ten możemy Wam polecić. I to zarówno w ekstremalnych przypadkach, jak i np. jeśli „tylko” przemrozicie sobie skórę.
Przechodzimy teraz do drugiej części, czyli wyboru serum!
Serum nr 1. Mohani
Jest propozycją, którą może przetestować niemalże każdy. Sprawdzi się przy skórze suchej, bo świetnie radzi sobie z szorstkością, koi, wspiera nawilżenie i otula jak kołderka, a z kolei przy skłonności do przetłuszczania albo uczucia obciążenia, można stosować je w roli kremu. Takie 2 w 1. Na przetłuszczanie co prawda niezbyt pomaga, ale na przebarwienia po wypryskach już tak, bo potrafi je wyciszać i wyraźnie wspiera regenerację. A mowa o Mohani z kompleksem ceramidów i witaminą F.
Już w samej nazwie zahaczamy o składniki, więc dodam, że jest tutaj też sporo cennych kwasów tłuszczowych, przez co mamy efekt drugiej skóry. Mięciutkiej skóry. Mi to serum pomogło szczególnie przy pozostałościach po wypryskach, bo ranki i czerwone plamki znikały z dnia na dzień. To jak serum-opatrunek.
Jestem z niego mega zadowolona, jest wspaniałe bo wpisało się w moje aktualne potrzeby. Jednak nie jest bez wad. Jedna zostanie naprawiona – czyli pipetka. Serum jest na nią zbyt gęste i ciężko je wydobyć, ale już słyszałam, że będzie zmiana, więc bardzo się cieszę!
Zapach też muszę tutaj podkreślić, bo to pachnie dosłownie jak mlecz. Realistyczny mlecz. Nie każdemu może się to spodobać… No i nie wiem jak tutaj zareaguje skóra skłonna do alergii. Moja wrażliwa przyjęła je świetnie i jestem zachwycona, więc polecam dać mu szansę, szczególnie jeśli stosujecie retinol. Jakbym miała porównać go do jakiegoś innego serum, to do ceramidowego BasicLab, ale to jest mniej tłuściutkie, a bardziej kremowe.
Serum nr 2. Candid
To coś dla skóry wrażliwej, alergicznej, z zaburzoną barierą hydrolipidową albo podczas różnych kuracji dermatologicznych. To będzie baardzo uniwersalna propozycja i znowu coś 2w1 bo przy cerze tłustej, spokojnie może być stosowane jako krem. Czyli odbudowujące serum Candid.
Jego skład jest dość krótki i znajdziemy w nim ceramidy, wyciąg z wąkroty azjatyckiej czy skwalan. Nie jest perfumowany i to coś z gatunku dermokosmetyków, ale takich jak lubię. Formuła przypomina leciutki krem i w moim przypadku szczególnie dobrze radził sobie z przebarwieniami po wypryskach – polecam do nich podchodzić właśnie jak do podrażnień i je wyciszać, zamiast traktować kwasami. To serum jest łagodne, ale jednocześnie skuteczne.
Do tego w żadnym stopniu nie zaostrzyło zaskórników, więc myślę, że mogę je polecić przy różnych kuracjach na wypryski. Ukoi, lekko nawilży, ochroni skórę podczas tego chłodniejszego sezonu, ale nie powinno wysypać.
Serum nr 3. LaQ
To propozycja dla skóry naczynkowej, zaczerwienionej, z nierównomiernym kolorytem i potrzebującej ukojenia, ale jednocześnie dla osób, które lubią naturalniejsze propozycje. Czyli LaQ i ich czerwone serum wzmacniające naczynka.
Zużyłam go w zeszłym roku aż dwa opakowania, właśnie jakoś w sezonie zimowym, bo przywraca skórze równowagę nawet bezpośrednio po zmarznięciu. To mleczne serum ma delikatnie zielony pigment, który troszkę koryguje zaczerwienienia, ale nie na tyle, żeby pozostawiać dziwną poświatę czy smugi – poza tym jeśli wykonujecie makijaż to i tak nie będzie po tym śladu. A skład mogę podsumować jako niemal podręcznikowy zestaw na naczynka – olejowa witamina C, niacynamid, azeloglicyna i wyciąg z ruszczyka.
Jest tam jeszcze sporo ekstraktów i chociaż te składniki lubią się typowo ze skórą naczynkową, to są również przydatne przy wypryskach. Również mogą troszkę rozjaśnić przebarwienia po nich, zmniejszyć opuchliznę czy ogólnie wzmocnić skórę.
Minus jest jednak taki, że ostatnio dość ciężko to serum znaleźć… Chyba było niedawno w jakimś Aldi albo w sklepie tego typu.
→Serum na zimę- Więcej moich polecajek!
Serum nr 4. Eveline Cosmetics
To propozycja drogeryjna, często w promocji i ze świetnym stosunkiem ceny do jakości. To serum ponownie – uniwersalne, ale szczególnie nastawione na odżywienie, wsparcie bariery hydrolipidowej i działanie przeciwzmarszczkowe. Czyli Eveline Cosmetics z serii Shot, konkretnie to ciemniejsze różowe.
Skład jest na bogato! Mamy tu np. kompleks 6 ceramidów, wyciąg z wąkroty azjatyckiej i żeń-szenia, pantenol, kompleks NMF, witaminy, alfa glukan a nawet peptyd. W praktyce to serum radzi sobie z szorstkością, nawilża, delikatnie wygładza i łagodzi, a do tego jest stosunkowo lekkie. Chyba najlżejsze z tych, które tu zebrałam. Jeśli macie peptydowe serum z tej samej serii, to według mnie też się sprawdzi, tylko jest treściwsze i bardziej otulające, więc lepiej sprawdzi się przy skórze suchej i dojrzałej.
Serum nr. 5 Soraya
Jeśli szukacie jednak takiej turbo tanioszki, ale też żeby to było serum wspierające barierę hydrolipidową, to bardzo dobry stosunek ceny do jakości ma Soraya. Czasem jest za jakieś 11zł, a zawiera ceramidy i cenne kwasy tłuszczowe, a do tego też jest właśnie otulająco-mleczne.
A czy Wasza skóra jest gotowa na mróz? Dajcie znać w komentarzu czego używacie! A kto ma skórę, łapka w górę! Dziś się z Wami żegnam, buziaki paaa!
Śledź Krainę Składów na YouTube, Instagramie, TikToku i Facebooku!