HIT vs KIT – pojedynek kosmetyków do pielęgnacji!

HIT vs KIT – najlepsze kosmetyki i… Nienajlepsze. Czyli pielęgnacja Rossmann / Hebe: retinol, krem na jesień, pomadki do ust, toniki do twarzy i żel punktowy.

Hit kontra Kit – czyli kosmetyczne pojedynki! Jakie produkty uważam za lepsze, a jakie gorsze? Co polecam a czego nie? Sprawdźmy! Witajcie w Krainie Składów! W tym odcinku zebrałam kosmetyki o podobnych właściwościach, ale jedne działają świetnie, a inne… Niezbyt. Znajdziecie tu pomadki, kremy twarzy, coś na wypryski, retinoidy oraz toniki.

Pojedynek na pomadki!

To ciekawe zestawienie, bo produkty będą wydawać się do siebie baaardzo podobne. Jako kit przedstawiam… Pomadkę Mentos. Nie podoba mi się ze względu na nieciekawy, syntetyczny skład i znikome działanie. Ona bardziej pachnie, niż dba o usta, więc po jej wytarciu czy zmyciu, wydają się nawet bardziej suche, niż przed aplikacją. Oczywiście syntetyczny skład, czy parafina nie zawsze oznaczają coś złego. Okluzja też jest bardzo potrzebna i zapobiega utracie nawilżenia, ale niestety sama go nie dostarcza. W tej pomadce zabrakło więc balansu.

11,50zł/4g
12zł/4,4g

Ale po drugiej stronie mamy… Również pomadkę Mentos. I ta jest już zrobiona znacznie lepiej! Mamy tutaj fajną mieszankę naturalnych olejów i maseł, a także dodatek ekstraktu z aloesu. Ma więc szersze działanie, faktycznie nawilża, a do tego wciąż przyjemnie pachnie i jest mięciutka. Lubię również jej brzoskwiniowy zapach i lekko słodki smak. To jest po prostu fajna pomadka jeśli potrzebujecie takiego „umilacza”, który przy okazji dobrze działa. A jeśli chodzi o cenę, to wychodzi nawet trochę korzystniej, bo mamy tu więcej produktu. Czyli taniej, lepiej i ciekawiej. Można – można. Jestem ciekawa jakich pomadek teraz używacie, możecie dać znać w komentarzu.

Pojedynek na kremy odżywcze!

Teraz powoli nadciąga ten sezon na nieco cięższe, odżywcze formuły. Ja je lubię również na noc i miałam parę pomysłów co zaproponować jako hit… Bo kit wybrałam bez namysłu. Czyli krem Nuxe. Niedawno o nim szerzej opowiadałam, więc tu mówiąc skrótowo – skład bardzo ładny, działanie w porządku, ale aplikacja – koszmar. Ten krem roluje się jak wściekły i można go dosłownie zdrapać! Parę razy musiałam zmywać przez niego całą pielęgnację, bo byle dotknięcie twarzy powodowało, że się sypał. Resztki kremu miałam później na pościeli czy ciuchach. Aż przez pewien czas myślałam, że może te dziwne skwarki na materiałach to wina pralki i np. brudnego filtra. Ale nie – to był ten krem. Niestety…

160zł/50ml
35zł/50g

A hit to Orientana z drzewem sandałowym i kurkumą. To produkt do którego wracam jak tylko robi się chłodniej. Zwykle wybieram go na noc, ale nakładany lekką ręką i cieniutką warstwą daje radę nawet pod makijażem. I to ciekawe, bo jak spojrzymy w skład to wydaje się jakiś niesamowicie ciężki, tłusty i skłonny do zapychania, a jest wręcz odwrotnie! Ten krem świetnie koi skórę po „sesjach wyciskania” (wiem, że nie wolno, ale eh… też jestem człowiekiem), bardzo dobrze radzi sobie z drobnymi rankami, poprawia koloryt, odżywia i wspiera regenerację skóry. Można go też nakładać od czasu do czasu w ramach maski całonocnej i również sobie radzi! I jeszcze pięknie pachnie… Aż chciałabym mieć taki balsam do ciała.

Dodam też, że ten krem mnie nie zapchał, a mam do tego skłonność. Wręcz potrafił koić wypryski. To właśnie pokazuje, że ta reakcja jest baaardzo indywidualna i nie da się jej przewidzieć. A jak ciekawi Was drugi krem nad jakim się zastanawiałam, to myślałam jeszcze o Veoli na dzień, bo też jest super i miałam kilka opakowań. Też macie taki krem, do którego zawsze możecie wrócić?

Pojedynek na żele przeciw wypryskom!

 Kitem jest według mnie… No niestety żel punktowy Pure By Clochee. Mówię niestety, bo markę lubię, a już w szczególności linię dla Rossmanna. Jednak ten produkt… Totalne rozczarowanie. Skład zapowiadał się fajnie – mamy tutaj kompleks kwasów, które mają pomóc odblokować pory i złuszczać, są fajne ekstrakty, substancja aktywna wyizolowana z olejku drzewa herbacianego – co mogło pójść nie tak? No… Mi ten żel z wyprysku robi jeszcze większego pryszcza, albo od razu ranę, która nie chce się goić.

To taki produkt, który umocnił mnie w przekonaniu, że jednak naprawdę nie lubię kwasu glikolowego na wypryski. Niby wiedziałam wcześniej, ale wiecie – fajnie się upewnić. Problem polega na tym, że ten kwas ma wyjątkowo małą cząsteczkę, wchodzi „głębiej” od innych i przy okazji jest dość drażniący, przez co często potrafi powodować wysyp tzw. kaszki i jest to typowe podrażnienie. Nie lubię go przez to szczególnie w peelingach, ale dałam jeszcze szansę punktowo.

47zł/15ml
12zł/10ml

Uważam, że jednak lepiej działa kwas salicylowy czy ekstrakty, które mają dodatkowe działanie przeciwzapalne. Dodajmy do tego, że produkt jest stosunkowo drogi, więc nie będę go na siłę bronić i szukać plusów bo znam duuużo tańsze i lepsze.

A takim hitem jest żel punktowy Catch A Tiger, który ostatnio był w promocji za niecałą dyszkę. Też mamy tutaj kwas z grupy AHA, ale tym razem cytrynowy, do tego kwas salicylowy i ekstrakty np. z papai, szałwii, kurkumy, rozmarynu i tymianku. W moim przypadku to działa o wieele lepiej. Pryszcz albo się wchłania, albo nie zostawia śladów i ranek jak już „wyjdzie”. Zdarza mi się go nakładać również pod plasterki hydrokoloidowe jeśli mam jakieś większe wulkany.

Uwielbiam ten żel i dosłownie wygryzł wszystkie inne, jakie do tej pory stosowałam. Dalej mam paru ulubieńców, ale ten wygrywa dostępnością oraz stosunkiem ceny do jakości. Dodam jeszcze, że ma fajną formułę zastygającego żelu, przez co nawet niewielką ilością można posmarować spory kawałek skóry. Mi się to akurat przydaje w przypadku wyprysków na plecach, więc jeśli też macie taki problem, to warto spróbować. Dajcie mi też znać, czy potrzebujecie całego materiału na ten temat.

Pojedynek na toniki!

Po stronie kitu… Isana. Ta marka kojarzy się raczej z tanimi i dobrymi produktami, ale akurat za ich tonikami nie przepadam… A już szczególnie za tym z aloesem. Ktoś może powiedzieć, że jest tani, że takim produktom powinno wybaczać się więcej, no ale przecież niska cena kusi, więc tym bardziej jeśli coś jest słabe, to warto o tym mówić. Poza tym kurcze, kto w tych czasach jeszcze robi toniki alkoholowe? Bo tak, niestety taki składnik jest wysoko w składzie.

Są tutaj też tzw. „substancje myjące”, ale ich się nie czepiam bo w toniku można je wybronić. W końcu w zależności od stężenia czy konkretnej mieszanki, te składniki mogą pełnić zupełnie inne funkcje i nie będą szkodzić przy pozostawieniu ich na skórze. W tym produkcie największy problem leży jednak w alkoholu i być może w aloesie. Wbrew pozorom, ta roślina może znaleźć się nawet w kosmetykach dla alergików i nie należy jej skreślać. ALE dużo zależy od stopnia oczyszczenia surowca.

W aloesie, a dokładniej w jego skórce, znajduje się aloina i to ona odpowiada za nieprzyjemne reakcje. Jeśli jednak składnik jest dobrze oczyszczony, to nie ma z tym problemu. Właśnie dlatego jeden produkt z aloesem może Was podrażniać a inny nie. Zwykle im tańszy produkt, tym większe ryzyko no bo wiadomo – tańsze składniki nie bez powodu są tańsze.
A ten tonik niestety podrażnia i to okrutnie. W dodatku lepi się i powoduje uczucie ściągnięcia. Nie żebym po składzie spodziewała się czegoś innego… Nawet go nie kupiłam, tylko pewnego razu miałam go pod ręką na wyjeździe i zaryzykowałam. Nie warto.

7zł/200ml
39,90zł/125ml

Za to po stronie hitu mam mgiełkę Back to Comfort, która z jednej strony jest jak tonik, ale nie taki klasyczny. To jest coś, co może zainteresować nawet osoby bardziej zaawansowane i szukające ciekawostek, albo po prostu jeśli macie skórę suchą, odwodnioną, dojrzałą czy wrażliwą. Skład wygląda pięknie – mamy tutaj sporo wąkroty azjatyckiej, nawilżający kompleks N.M.F, ciekawe kwasy, składniki dbające o mikrobiom… No to jest po prostu zaawansowany kosmetyk i takich rzeczy raczej się w drogeriach nie spotyka.

Największy plus ma za to, że serio konkretnie nawilża, a do tego wysychając nie powoduje uczucia ściągnięcia. Podobno ma ona naśladować odparowywanie potu, przez co można nią psikać nawet na pielęgnację czy makijaż i w przeciwieństwie do „zwykłych” toników, nie odwodnia skóry. Polecam jednak hmm… wciągnąć i zacisnąć usta przy psikaniu, bo płyn specyficznie mrowi w wargo Ale ani to złe ani dobre, po prostu tak robi. A jak szukacie czegoś ciekawego i z efektem „wow”, to warto spróbować.

Pojedynek na retinoidy!

Po stronie kitu… Niestety Nacomi Next Level. Już od jakiegoś czasu marudzę, że nie wiem co się dzieje z tą marką, ale często wpadam na zepsute lub niedziałające produkty! Nie mówię, że wszystkie są złe, bo chociażby kiedyś polecałam mleczny tonik i chyba do tej pory nikt się na niego nie skarży, ale w przypadku retinolu mieliśmy nawet małą dramę i zagadkę na grupie.

Chodzi o to, że już jakiś czas temu pewna dziewczyna napisała, że szuka retinolu w stężeniu WYŻSYZM niż 1%, bo używa Nacomi i nic jej nie jest. To był dla nas szok, bo po 1. 1% retinolu to jest bardzo, bardzo dużo. A po 2. wyszło w rozmowie, że ona od tego stężenia zaczynała, bo nie wiedziała, że trzeba stopniowo budować tolerancję. No… Cóż… Miała ogromne szczęście w nieszczęściu! Gdyby ten retinol faktycznie działał, to mogłaby sobie poparzyć skórę!

 44zł/30ml
76zł/30ml

Żeby nie było, że znowu się czepiam tylko Nacomi, to ogólnie nie ufam taniemu retinolowi bez względu na firmę. Wiem jak takie kosmetyki powstają i ile kosztują dobre surowce. Z taką wiedzą uważam, że aktualnie nie ma tanich i dobrych retinoli, na których można serio polegać. Owszem, są takie, które można sobie przetestować, sprawdzić czy wyrobi się nawyk i cierpliwość. ALE to nie są te efekty, jakie potrafi dać naprawdę dobry kosmetyk z retinolem. To są zaledwie… Namiastki.

Tak więc jako Hit pokażę Wam najtańsze dobre retinaLE jakie do tej pory znalazłam. Czyli Geek&Gorgeous. I tak, tam mieliśmy retinol, a tu retinal, ale to nawet lepiej, bo jest skuteczny, a jednocześnie łagodniejszy dla skóry. Tych produktów jestem aktualnie pewna, bo są na rynku już dłuższy czas i do tej pory nie było wobec nich żadnych niepokojących informacji czy nawet podejrzeń. Wręcz przeciwnie – mają dobre opinie, fajne składy i wielu fanów

Podobnie jak w Nacomi, mamy tutaj formułę emulsyjną, czyli najbardziej sprzyjającą barierze hydrolipidowej. Niestety nie znalazłam potwierdzonych informacji, czy składnik jest w jakimś nośniku, ale krążą plotki, że jest – byłoby super gdyby to się potwierdziło, bo taka technologia pomaga substancji dotrzeć głębiej, a jednocześnie z mniejszym ryzykiem podrażnień i skutków ubocznych. Stosunkowo mało osób skarży się na podrażnienia po tych produktach, a pozytywne efekty są, więc plotka na pewno nie jest bezpodstawna.

Mam teraz dla Was zadanie. Jeśli chcecie, możemy zrobić kolejny odcinek w stylu „to czy tamto?”, gdzie będę wybierać produkty z Waszych propozycji. Więc jeśli chcecie, napiszcie parę produktów, które Was ciekawią np. „Krem Bielenda Złote Ceramidy czy Ziaja Naturalnie Pielęgnujemy?” albo „trehaloza czy kwas hialuronowy?” czy co tam wymyślicie, a ja na tej podstawie spróbuję przygotować kolejny materiał. Co Wy na to? Oczywiście dzielcie się swoimi hitami i kitami!

A kto ma skórę, łapka w górę! Dziś się z Wami żegnam, buziaki paaa!

Śledź Krainę Składów na YouTubeInstagramieTikToku i Facebooku!