Ulubieńcy 2023! Kosmetyki do pielęgnacji ciała i włosów – perfumy, szampon przeciwłupieżowy, balsam do ciała, retinol na cellulit – to same hity kosmetyczne
Witajcie w Krainie Składów! W poprzednich ulubieńcach ujęłam tylko produkty do twarzy i z czasem uznałam, że… trochę szkoda. Jest przecież mnóstwo świetnych produktów do włosów i ciała, które warto poznać i chciałabym Wam o nich opowiedzieć. Tak więc nadróbmy to!
W tym odcinku nie będę omawiać produktów kategoriami, tylko wybrałam kilka najfajniejszych i będę omawiać je po kolei.
Perfumy
Na początek… Perfumy. A raczej woda perfumowana. Rzadko poruszam ten temat, ale znalazłam idealną! Wyobraźcie sobie ciepły, słodki i otulający zapach wanilii, białej czekolady i śmietanki. Bez żadnych kwiatów czy zawirowań. Po prostu piękna, trwała, wanilia. Ten zapach to Sweet Tooth od Sabriny Carpenter.
Znalazłyśmy ją z przyjaciółką w Rossmannie i podobno miałyśmy farta, bo bardzo ciężko ją kupić. W ogóle mam wrażenie, że jeśli lubimy zapach czegoś konkretnego np. jak ta wanilia, to ciężko znaleźć perfumy, które go naśladują. Może być COŚ z wanilią. Albo czytamy, że w nutach jest wanilia, a na żywo to totalnie co innego, np. słodkie kwiaty. To nic złego i takie zapachy też lubię, ale czasem jednak wolę kiedy to działa jak w świeczkach – czyli mamy konkretny, naśladujący coś zapach.
Taka prawdziwa wanilia chodziła już za mną od dłuższego czasu, ale wciąż było czuć a to jakieś kwiaty, a to były nietrwałe… A ta woda perfumowana jest totalnie w punkt. Turbo słodka, ale nie „dusząca”. Coś pięknego! Totalnie polecam. Zdecydowanie zapach roku!
Spray probiotyczny
Kolejnego ulubieńca nie wiem jak zakwalifikować, ponieważ to produkt wielofunkcyjny. Powiedziałabym, że taki… Ratujący skórę. Mowa o sprayu prebiotycznym od jednej z moich najulubieńszych firm, czyli BasicLab.
Używałam go na oparzenia, wysypki, wypryski, pokrzywki, po depilacji, po jakichś reakcjach alergicznych i… w zasadzie w każdej sytuacji, kiedy ze skórą działo się albo mogło zadziać się coś złego.
Ten spray cudownie łagodzi, wszystko zaczyna się po nim ładnie goić i wyciszać… No mi się przydaje w zasadzie co chwila. Jakoś od czasu operacji mój organizm postanowił odpalić kilka losowych alergii na -nie wiadomo co- i poza kichaniem zdarzają mi się jakieś dziwne reakcje skórne, które ten spray potrafi szybko uspokoić. Podejrzewam więc, że może być też prawdziwym game-changerem przy AZS.
W jego składzie znajdziemy post biotyk połączony z cynkiem, prebiotyki czy składniki pozyskiwane z wąkroty azjatyckiej. Czyli to naprawdę ładny i wyjątkowy skład. Może nazwijmy go mgiełką roku?
Ten kosmetyk przydał mi się też na tzw „truskawkowe nogi”, ale chciałam to odrobinę oddzielić żeby coś wytłumaczyć. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że te „truskawkowe nogi” to wymysł branży kosmetycznej żeby kobiety miały więcej kompleksów. Chciałam się do tego odnieść, bo… No… nie. To tak nie działa.
Określenie „truskawkowe nogi” jest dość ogólne i często podkreśla się, że chodzi o reakcje po depilacji – jakieś kropeczki na nogach czy coś przypominającego „gęsią skórkę”. Tylko warto dodać jeszcze, że nie chodzi tylko o kwestie estetyczne, ale też o to, że to szczypie i swędzi. I to okropnie swędzi! Czasem aż ciężko spodnie czy rajstopy założyć.
I to dlatego sama często wspominam o produktach, które zapobiegają takim reakcjom. Sama wiem, jakie to bolesne i jak ciężko doprowadzić skórę do porządku. Tak więc – wracając – dużo moich ulubieńców do ciała jest z tym związanych.
Kwas salicylowy
Przyda się też złuszczanie – tu akurat nie mam typowego ulubieńca, po prostu przecieram skórę tonikami kwasowymi czy zużywam peelingi, które okazały się za mocne na twarz, a później nakładam balsam. I kolejny ulubieniec będzie właśnie z tego gatunku. Konkretnie Q+A z kwasem salicylowym.
Przyznaję, że są tylko dwa balsamy, na które mogę wydać takie pieniądze, bo ogólnie przy produktach do ciała nie lubię wydawać za dużo. W każdym razie przez cały czas jego stosowania, prawie zapomniałam o swędzeniu i nierównej skórze. Była taka gładka, rozjaśniona, dobrze nawilżona, a do tego sam balsam jest lekki, łatwy w aplikacji i wydajny. Dlatego mimo ceny, to zasłużony balsam roku.
A ten wspomniany drugi balsam jest na cellulit… I to jest dopiero „wymyślony problem”! Dalej mi przykro, że coś, co ma większość ludzi jest kompleksem, ale no trudno, rozumiem, że ktoś go nie chce mieć i szuka skutecznego produktu. I znalazłam tylko jeden, który tak serio pomaga i wyraźnie napina skórę. Jak się na niego zdecydujecie, to zróbcie sobie zdjęcie przed stosowaniem i za 2 miesiące sobie porównajcie, ja byłam w szoku.
Ten balsam to Mawawo z liposomalnym retinolem. To jest przekozak. Działa bardzo szybko, wyraźnie wygładza skórę, poprawia jej strukturę, a po blisko roku stosowania – czego w ogóle się nie spodziewałam – usunął i rozjaśnił „pajączki”. Wcześniej miałam takie miejsce, gdzie moja skóra wyglądała jak popisana długopisem, a teraz trzeba wiedzieć gdzie szukać, żeby je wyłapać.
Tylko zastanawia mnie przyszłość tego produktu, bo marka przechodzi zmiany, wchodzą nowe przepisy itd. więc jeśli chcecie skorzystać, to lepiej nie odkładać tej decyzji zbyt długo. Jeśli chodzi o retinoid do ciała, to ten jest najlepszy z najlepszych.
Olejek do ciała
Następny produkt to olejek do ciała. To wcześniej nie był mój ulubiony typ kosmetyku, bo miałam wrażenie, że mało robią, ale poznałam takie, które zmieniły moje zdanie. W tym roku mam aż dwa ulubione i są ŚWIETNE.
Pierwszy to pachnący rabarbarem Yumi Baby, a drugi len i bawełna od Hagi.
To są najskuteczniejsze a jednocześnie najprzyjemniejsze w użyciu olejki jakie miałam. W zasadzie jedyne, których chce mi się regularnie używać i miałam kilka opakowań. Wchłaniają się niemal do 0, wyraźnie łagodzą, podbijają efekt nawilżenia, a skóra po ich użyciu jest mięciutka i taka… zaopiekowana. Były kolejnym kluczowym elementem w opanowaniu problemu ze skórą na nogach. A to że Yumi jest dla dzieci nie ma znaczenia. Używam całej tej serii bo jest idealna dla wrażliwej skóry.
Szampon
Teraz dla odmiany włosy! Pierwszy produkt – szampon. Najlepszy szampon EVER. Polecam go co chwila i przez to zapomniałam, że jakimś dziwnym trafem nie był jeszcze w typowych ulubieńcach, a bardzo na to zasługuje. Mowa o przeciwłupieżowym Vichy Dercos.
Od razu zaznaczę, że to nie jest produkt dla wszystkich, ale jeśli macie ŁZS, łupież tłusty, albo bardzo swędzi Was skóra głowy, to nie znam lepszego szamponu. Tylkooo to nie jest produkt na co dzień. Najpierw stosujemy go jako kurację, a kiedy problem się uspokoi, to podtrzymujemy nim efekty i stosujemy jedynie od czasu do czasu.
W jego składzie znajdziemy między innymi dwusiarczek selenu i kwas salicylowy, które razem działają przeciwzapalnie, przeciwgrzybiczo, zapobiegają świądowi i regulują przetłuszczanie. Wiem też, że to nie jest tani szampon, ale wystarcza na wiele miesięcy, więc warto mimo wszystko zainwestować. Lepszego nie znam. W pełni zasługuje… A w sumie to W KOŃCU się doczekał tytułu kosmetyku roku.
Zaraz obok niego chciałabym wyróżnić najlepszy z łagodnych szamponów, czyli trychologiczny Back To Comfort. Podobnie jak poprzednik, bardzo pomógł mi w opanowaniu ŁZS, szczególnie kiedy przychodziło więcej stresu.
Ten szampon jest dla odmiany nie tylko łagodny, ale też mocno ziołowy. Znajdziemy w nim wyciągi i olejki z takich roślin jak zielona herbata, wrotycz, kocanka włoska czy mydłodrzew. To również przeciwzapalna, regulująca przetłuszczanie i zapobiegająca swędzeniu mieszanka. Zasłużone miejsce w ulubieńcach.
Peeling do skóry głowy
Trochę bardziej wkręciłam się w tematy włosowe i mam też dwa ulubione peelingi. Pierwszy to pewnie dobrze Wam znany Eveline z kwasami i enzymami, a drugi to łagodny Yumi z kwasem salicylowym.
Oba to peelingi, ale po Eveline sięgałam aby dogłębnie oczyścić skórę głowy, a po Yumi troszkę częściej, bo świetnie reguluje przetłuszczanie i odświeża. Przy ich regularnym stosowaniu moje włosy zaczęły lepiej reagować na pielęgnację, mniej się przetłuszczają i w końcu mam wrażenie, że coś się ruszyło i jestem na dobrej drodze.
Odżywka do włosów
Na pewno na lepszej niż z wcierkami, bo lubię ich bardzo dużo, ale zmieniałam je zbyt często, aby wybrać tę jedną najlepszą. Z podobnego powodu miałam problem z wyborem odżywki, bo przeważnie mam otwartych kilka. Jest jedna, która bardzo się hehe – wyRÓŻniała, czyli truskawkowa Onlybio… Ale została wycofana! Straszna szkoda, bo to najładniejsza barwiąca odżywka. Jako jedyna dawała lekko ciepły odcień, który przy wypłukiwaniu zahaczał o łagodną brzoskwinię… I co teraz?
Zdecydowałam, że w takim razie wyróżnię odżywkę, która podobnie jak szampon, od dawna zasługiwała na tytuł ulubieńca, czyli Gift of Nature do włosów cienkich. Nie zliczę ile opakowań zużyłam!
Sprawia, że włosy łatwiej się rozczesują, nabierają blasku i lekkości. Miałam też inną odżywkę, która dawała podobny efekt, ale była jakieś 4x droższa. Tak więc tutaj stosunek ceny do jakości jest naprawdę świetny i w pełni zasługuje na miano najlepszej odżywki.
W tym odcinku zamiast tajnego hasła, proszę Was o napisanie jakiegoś jednego, ulubionego kosmetyku do włosów albo ciała. Czekam na Waszych ulubieńców!
A kto ma skórę, łapka w górę! Dziś się z Wami żegnam, buziaki paa!
Śledź Krainę Składów na YouTube, Instagramie, TikToku i Facebooku!