Ulubieńcy 2024, czyli najlepsze kosmetyki i pielęgnacja twarzy! Znajdziecie tu wszystkie moje HITY kosmetyczne z całego roku 2024. Najlepsze z najlepszych!
Kosmetyczni ulubieńcy 2024 roku! Zobaczcie jakie kosmetyki okazały się najlepsze, najskuteczniejsze i najpotrzebniejsze! Witajcie w Krainie Składów! Ten rok kosmetycznie upłynął mi na walce z wypryskami. Nie ma co ukrywać, moja skóra nie jest idealna, wciąż coś się na niej dzieje i musiałam znaleźć produkty na wiele awaryjnych sytuacji. Np. bolesne, podskórne wypryski, wysypy z podrażnienia, odwodnienie, klasyczny trądzik, zapchanie i – niestety- więcej.
Wiecie – jakbym miała piękną skórę, to pewnie więcej kosmetyków by mi się sprawdzało – no bo miałyby też mniejsze wyzwania, a tu momentami było… Hardkorowo… Ale dały radę i obyło się bez dermatologa, tak więc naprawdę warto poznać te perełki! Pod koniec pokażę Wam takiego wymiatacza zaskórników, że to jakaś magia! Nie mogę się doczekać, więc zapraszam na podsumowanie!
Krem do twarzy
A zaczniemy od taniutkiego kremu, na który każdy może sobie pozwolić, bo często kosztuje poniżej dyszki. I pomyślcie teraz, że miałam niejeden krem za 100 czy 200zł, a zupełnie szczerze mogę powiedzieć, że taka tanioszka też jest wybitnie dobra. Mowa o lekkim kremie Alantan dermoline. On jest dostępny w aptekach. Skład ma prościutki, ale jaki konkretny! Najważniejsze, jest dla nas to, że zawiera aż 5% d-pantenolu, który nawilża, wspiera regenerację i łagodzi.
W pierwszej chwili krem może wydawać się zwykłą maścią, ale po chwili dobrze się wchłania, nie lepi i nadaje skórze miękkości. Mi się przydał w momencie, gdy miałam problem z jakimikolwiek podrażnieniami – czy to w postaci kaszki, czy po wypryskach albo po nieudanych testach peelingów. Można go też stosować jako zwykły krem na dzień i to bez względu na typ cery czy wiek, bo jest bardzo neutralny i skupia się właśnie na działaniu witaminy B5.
No słuchajcie – 10zł a macie naprawdę dobry, aktywny krem. Nie ma tu fajerwerków, ale jeśli macie wrażliwą albo podrażnioną skórę, to jeden z najlepszych wyborów. Wspaniały produkt za grosze.
Zasłużony krem roku! Aczkolwiek podtrzymuję, że wciąż uwielbiam Orientanę z drzewem sandałowym i kurkumą oraz Veoli na dzień. To wciąż cudowne, bardziej złożone kremy i chętnie do nich wracam.
Maseczki
W tym roku chciałabym też szczególnie docenić dwie maseczki, które nieraz mnie ratowały. Dosłownie. To były takie moje „photoshopy” Pierwsza to niezawodna Mediheal z kompleksem NMF. Głównie zużywałam ją jako „kurację nawilżającą” – czyli po zużyciu płachty, trzymałam pozostałą esencję w lodówce i nakładałam ją przez parę kolejnych dni pod krem.
Wciąż nie znalazłam typowego serum, które mogłoby ją zastąpić. Nie chodzi tylko o składniki aktywne, ale też formułę, która nie ma tendencji do ściągania. Stosowałam ją za każdym razem, gdy pojawiało się odwodnienie, Pomagała mi zrobić taki restart, po którym zwykle wszystko się normowało. Przynajmniej jakiś czas no bo wiadomo – hormony.
Moją drugą, niezawodną maseczką została Missha z ziemniakiem. Również w płachcie, ale tutaj esencja jest emulsją. I to jest taki produkt, który w sumie robi… Wszystkiego po trochę. Nieważne co mojej skórze jest, ona zawsze zrobi coś pozytywnego, albo pomaga jej się ustabilizować.
No nie ma co ukrywać – testuję dużo kosmetyków i chociaż częściej mówię o udanych testach, to wpadki też się zdarzają. Raz np. testowałam taki kosmetyk, że po jego zmyciu myślałam, że zabarwił mi skórę na różowo… A to było podrażnienie. Równiutkie, jak od linijki dokładnie tam, gdzie go nakładałam. Normalnie byłaby panika, ale w ruch szła ta maseczka albo serum, które później pokażę, na to Alantan i tak przez 2-3 dni. I Spokój. Pierwszy raz mam tak sprawdzony komplet „naprawczy”.
W pełni zasłużone, dwie najlepsze maseczki tego roku. I nie ostatnie tańsze propozycje.
Serum
Bo teraz, chwilowo będzie drożej. Bardzo trudno było mi wybrać najlepsze serum, bo opcji było mnóstwo. To chyba najczęściej testowany przeze mnie typ kosmetyku i kładę na niego duży nacisk – tzn. wymagam od nich najwięcej. I serum, które pokochałam w tym roku, to Mohani z kompleksem ceramidów i witaminą F. Pachnie mleczem, ale… Jest rewelacyjne! To jak opatrunek w płynie. Parę użyć i skóra jak nowa!
Ono zawiera naprawdę potężny kompleks lipidowy i pod tym względem nie znam innego, które mogłoby się z nim równać. To jest aż 5% ceramidów i 3% witaminy F. Po jego użyciu mam wrażenie, że skóra od razu staje się jędrniejsza, bardziej miękka, złagodzona i taka zaopiekowana. Bałam się, czy to serum nie będzie zaostrzało wyprysków, ale jest wręcz przeciwnie! Szybciej się goją, nie tworzy się wokół nich większy stan zapalny i rzadziej pozostają przebarwienia!
To serum bardzo ułatwia też stosowanie silniejszych składników aktywnych, jak np. retinoidy czy kwasy, bo mistrzowsko radzi sobie z łagodzeniem i regeneracją. No i tu jest jeszcze jeden, nieoczywisty plus. Serum zmieniło opakowanie z pipetki na pompkę! Wystarczyło zgłosić to firmie i od razu zajęli się sprawą! To się szanuję! Z tą firmą dopiero się “obwąchuje”, ale póki co mają same hity. Nawet zwykłe mydło do rąk z tej firmy robi efekt “wow”.
Chcę tu wyróżnić jeszcze jedno serum. Nie tylko za działanie, ale też za to, jak bardzo jest zaawansowane i unikatowe. Powiedziałabym, że to taka perełka dla osób, które są wkręcone w pielęgnację i szukają bardziej… Niszowych składników. Czyli antyoksydacyjne serum BasicLab. I to nie jest tani produkt, ale spójrzmy na to z innej strony – wciąż jest tańsze, niż produkty luksusowych firm, a składem i skutecznością znacząco je prześciga. Przy takich składnikach, jakości i wielkości firmy – bo to też ważne- to nie są wcale jakieś kosmiczne kwoty. Znam droższe kosmetyki, które nie mają podjazdu do tego serum.
Mamy tu niezwykle skuteczne i rzadkie antyoksydanty, wsparcie mikrobiomu, rozjaśnianie przebarwień, łagodzenie… Dobra, żeby się nie rozwodzić teraz nad składnikami, to myślę, że mogę powiedzieć, że to serum w pewnym sensie odwraca skutki uboczne promieniowania słonecznego. Oczywiście to wciąż tylko kosmetyk i nie zadziała jak magiczna różdżka.. .Ale jak ktoś jara się składnikami, to jest jak ferrari wśród serów.
Wcierka do włosów
Odbiegniemy na chwilkę od tematu twarzy, bo kolejnym odkryciem tego roku jest dla mnie wcierka od BeBio. Dzięki niej w końcu mam baby hair i podczas masażu głowy, nie czuję już pod palcami gołej skóry, tylko wszędzie kiełkują nowe włoski! A przy tym to wcierka wzmacniająca, nawilżająca i łagodząca, więc mogę jej spokojnie używać mimo łojotokowego zapalenia skóry głowy!
Nie zaostrza też przetłuszczania i nie obciąża włosów. Jestem wprost zaskoczona, że tak łagodny produkt radzi sobie na wyjątkowo trudnej skórze! Latami nie było postępów, a tu taka wcierka bazująca na naturalnych wyciągach zdziałała wprost cuda. Zużyłam około 10 opakowań, a uwierzcie, że rzadko wracam do tych samych kosmetyków. Totalnie moja ulubiona wcierka.
Oczyszczanie
Przejdziemy teraz do takiego całego segmentu, jakim jest oczyszczanie. Po pierwsze – dwie, genialne pianki. Shelee i EenyMeeny. Strasznie mnie wkurzają niską dostępnością, ale to najbardziej puchowe, najmilsze, najlepiej oczyszczające pianki jakie miałam. Przy innych piankach, to one się powinny nazywać… Pianusiami. Pianiuniniami. Bo są tak milutkie. I co ciekawe – Shelee zawiera CAPB, ale musi być wysokiej jakości, skoro mnie nie podrażnia. – Bo tak, ten surowiec można oczyścić i wówczas nie wywołuje negatywnych reakcji. W każdym razie moja skóra zachowuje się po nich jakbym umyła ją kojącym kremem. Zero podrażnień, a skóra mięciutka. Są przy tym bardzo skuteczne, bo nie mam przy nich zapchanych porów.
W temacie złuszczania, to mam tu coś specjalnego. Coś, co przełamało mój strach przed tego typu produktami, coś co bardzo dobrze działa, a do tego jest game-changerem dla osób, które przeraża temat złuszczania albo są bardzo młode i początkujące. Tym hitem jest esencja złuszczająca Catch A Tiger. Ona pięknie rozjaśnia, ujednolica koloryt, zmniejsza widoczność porów, redukuje zaskórniki i hmm…
Powiedziałabym, że ona robi to, co najlepszy peeling kwasowy, ale to jest łagodne i trochę rozciągnięte w czasie. Dla mnie, z wrażliwą skórą, to świetna opcja! Zwykle mam problem z kwasami z grupy AHA, a tu jest wszystko tak, jak powinno.
No i kocham tę markę. W zeszłym roku ulubieńcem był tonik, a w tym roku jestem już pewna, że to najlepsza firma dla cery tłustej. Aż jest mi przykro, że kiedy byłam nastolatką, to nie istniały tak dobre kosmetyki.
Żel punktowy
Muszę też wspomnieć o ich świetnym żelu punktowym na wypryski. Jest tani, a często radzi sobie nawet z podskórnymi wulkanami. Te albo się chowają, albo łatwiej im… Wyjść. I szczerze znam 5x droższe żele na wypryski i nie są nawet w połowie tak dobre jak ten. Lubię go stosować razem z kolejnym ulubieńcem, czyli plastrami hydrokoloidowymi Selfie Project.
I to jest tak, że najpierw używam żelu, a jak wyprysk „wyjdzie”, to naklejam plasterek. Początkowo może być ciężko wyczuć co kiedy użyć, ale jak już się to ogarnie, to zamiast tygodniami męczyć się z rozbabranym pryszczem, wystarczy dosłownie parę dni.
Peeling enzymatyczny
Bardzo dobrze sprawdził mi się też peeling enzymatyczny od Eveline. On w promocji potrafi kosztować około dyszki i chociaż miałam znacznie droższe kosmetyki, to moim zdaniem ten jest w punkt i nie ma co przepłacać. Jest łagodniejszy od kultowego Tołpa 3 enzymy, a też ma taki prosty, konkretny skład. Jeśli lubicie peelingi enzymatyczne, to moim zdaniem must-have.
Ogólnie w tym roku pół pielęgnacji i 3/4 makijażu miałam z Eveline i uważam, że ta marka ma świetny stosunek ceny do jakości. Niedawno odkryłam też ich konturówki do ust i są najlepsze, jakie miałam. Całe pomadki potrafią mi zejść, a kontur potrafi się trzymać nietknięty od rana do wieczora.
Tonik/esencja
Wracając do pielęgnacji, to miałam jakiś rok odkrywania toników i esencji, bo kolejnym ulubieńcem jest mgiełka Back To Comfort. Wydaje mi się, że to też dość niszowa marka, ale warto ją znać. Jest bardzo zaawansowana, pełna ciekawostek, niszowych składników i to już momentami taka… Sztuka. Oczywiście jak na kosmetyczne realia. Ta mgiełka jest wyjątkowa!
Podchodziłam do niej na zasadzie „no tonik jak tonik, kosmetyk jak sto innych” – no sorry, ale absolutnie nie. Jestem pod wrażeniem, że tak lekka formuła może znacząco podbić nawilżenie i zmniejszyć podrażnienia! W dodatku skład jest świetny i wyciągnął z wąkroty azjatyckiej wszystko, co najlepsze.
A taką kosmetyczną wisienką na torcie jest dla mnie w tym roku esencja złuszczająca z kwasem salicylowym od Asoa. To jest po prostu… ABSURDALNIE DOBRE. To jest NIEMOŻLIWIE dobre i mam na to dowody! Patrzcie na tego pryszcza a to ten sam pryszcz około dwie godziny później. Zobaczcie w jakim stopniu zniknął stan zapalny i opuchlizna. To jest… Jakaś magia!
Skład jest super, bo mamy tu np. 2% kwasu salicylowego, laktoferynę, pantenol wyciąg z wąkroty azjatyckiej i zielonej herbaty. Te składniki zgrywają się idealnie! Jeden dosłownie rozpuszcza zaskórniki, a reszta dodatkowo łagodzi i działa przeciwzapalnie. A we wszystkim czuć jakość.
Mogłabym wziąć wszystkie kosmetyki z kwasem salicylowym jakie znam, ułożyć je w rządku, a ta esencja rozjechałaby je jak walec. I chociaż bywały świetne, to ta esencja jest rewelacyjna! Pryszcz to jedno, ale ona przy dłuższym stosowaniu cudownie radzi sobie z włóknami łojowymi, wągrami, przetłuszczaniem, a nawet głębszymi zaskórnikami zamkniętymi. I to zarówno na twarzy, jak i na ciele – będzie tak samo świetna na plecy czy dekolt. To jest coś, o co warto się bić.
W tym roku trafiłam na takie dwa produkty, które moim zdaniem absolutnie nie mają sobie równych i są przełomem w pielęgnacji. Pierwszego nie mogę jeszcze wskazać, bo nie miał oficjalnej premiery, a drugim jest właśnie esencja Asoa. I z jednej strony to cudowne, a z drugiej przykre, bo te kosmetyki zrobiły dla mojej skóry więcej, niż lata leczenia trądziku u dermatologów. Mam wrażenie, że ta esencja może uratować niejedną skórę!
Ten rok był dla mnie niesamowity i pracowity. Otrzymałam tytuł Rzetelnego Influencera, zostałam twórcą roku Czytamy Etykiety, przeprowadziłam się do własnego mieszkania, wzięłam ślub, odwiedziłam fabryki kosmetyków, co było moim marzeniem, zyskałam przyjaciół, mam nowe łapki, a wkrótce będę mogła pochwalić się Wam czymś jeszcze! Dziękuję Wam za ten rok! To wszystko udało się dzięki Waszemu wsparciu! Bądźmy razem jak najdłużej!
Szczęśliwego nowego roku kochani! Tym razem kciuki w górę są dla was!
Dziś się z Wami żegnam, buziaki paaa!
Śledź Krainę Składów na YouTube, Instagramie, TikToku i Facebooku!