Rossmann zaskoczył wieloma nowymi seriami, jednak co warto kupić? Zapraszam na przegląd bo jest w czym wybierać! Czy znajdziemy tu hity 2024 roku?
Wstęp
Avon, kosmiczne pomysły Bielendy, peptydy miedziowe, retinol oraz tinty do ust! Czyli podsumowanie nowości z drogerii Rossmann Sprawdzimy, które kosmetyki są godne uwagi, a których osobiście bym nie kupiła. Witajcie w Krainie Składów! W Rossmannie pojawiło się sporo nowości! Sprawdziłam ich składy, dodałam do tego znajomość firm i producentów, a także mój komentarz odnośnie skutecznej pielęgnacji. Czyli szykuje się duży przegląd, a dla Was zebrałam creme de la creme! Zaczynajmy!
Bielenda AI Inspired
A na początek oczywiście jeden z klasyków, czyli Bielenda. Jak zawsze rotacja produktów jest tutaj bardzo duża, więc jestem ciekawa, które serie wypadną żeby zrobić miejsce na nowości. No niestety – w tej marce lepiej do niczego się nie przyzwyczajać.
W każdym razie pierwsza seria to Future Beauty AI Inspired. I od razu można odczuć, że trochę tutaj zaszaleli. Seria składa się z kremu do twarzy, dwóch kremów pod oczy i trzech serum… Lub serum podobnych produktów, bo nazwali to… Transformującymi serumizerami. Czyli z tego co rozumiem serum o wyjątkowej formule, która z mlecznej będzie zamieniać się w żelową.
Krem pod oczy SPF
Krem do twarzy
Krem pod oczy
Serum
Serum
Serum
W ogóle tam na opakowaniach i w formułach TO SIĘ DZIEJEEEE… WooHoo!
Ale po kolei. Krem mnie zaatakował: XTREME IA DO POTĘGI TRZECIEJ, PEPTYDY IQ, BIOMOLEKUŁY GAMMA KWASU GLUTAMINOWEGO, SYSTEMY NADMIKRONOWE, CZĄSTECZKI WCHODZĄCE W NADŚWIETLNĄ
Dobra, to ostatnie zmyśliłam, ale czaicie już w jakim kierunku idzie ta seria. Futurystyczne pierdololo. Przepraszam, że tak mówię, ale to brzmi fajnie, jednak ten krem kosztuje niecałe 32zł. Technologii z NASA za tyle to się nie sprzedaje.
Patrząc na to realistycznie – mamy na pewno ciekawą formułę z nietypowym, holograficznym pigmentem, są składniki aktywne w nośnikach, co bardzo podnosi skuteczność produktu i jest też sporo cennych peptydów – oczywiście pod względem różnorodności, bo stężeń nie znamy.
Przy kremach pod oczy jest podobnie, przy czym pierwszy zawiera dodatkowo ochronę przeciwsłoneczną. Jeśli nie będzie powodował szczypania, to będzie zdecydowanie godny uwagi, bo takich produktów na rynku mamy aktualnie garstkę.
No i są jeszcze sera… Serumizery. Regenerujący, nawilżający i rozświetlający. I tu ponownie każdy z produktów zapoznaje nas z jakimś ciekawym składnikiem aktywnym. Jest to np. azulen – czyli składnik działający łagodząco, przeciwzapalnie, a nawet „antyalergiczne”. Zwykle pozyskuje się go z rumianku. Kolejnym takim składnikiem jest ksantohumol uznawany za bardzo silny antyoksydant.
I wiecie… Nie chcę być tu osobą psującą dobrą zabawę. Bo to wszystko brzmi piękne, jest ciekawe i godne przetestowania. ALE to wciąż tanie produkty. Musimy zdawać sobie sprawę, że naprawdę dobry kosmetyk, który wykorzystałby moc tych wszystkich bardzo cennych substancji aktywnych… Nie kosztowałby tyle. Marketingowo to zagranie pierwsza klasa, sama też pewnie kupię, ale miejmy w głowie, że to Bielenda z Rossmanna, a nie wyciek z tajnego laboratorium badań nad życiem wiecznym.
Ogólnie jestem na „tak” i uważam, że nawet dla samych formuł warto spróbować, ale mając w głowie, że to nie bez powodu tanie produkty. A Was seria bardziej kusi przez składniki czy jako ciekawostka?
Bielenda Glaze & Glow
Druga seria Bielendy to Glaze and Glow. I mamy tutaj krem do twarzy, krem pod oczy, serum, i esencję – czyli taki bogatszy tonik.
Krem do twarzy
Krem pod oczy
Serum
Esencja
I po tej serii spodziewam się przede wszystkim aksamitnych formuł. Mamy tutaj kompleksy ceramidów, peptydy, składniki pochodzące z ryżu oraz sporo wsparcia dla mikrobiomu i bariery hydrolipidowej. I wbrew pozorom to nie żaden błąd, że nazywają produkty „ceramicznymi”, a nie ceramidowymi, bo odnoszą się do efektu jaki chcą nam pomóc osiągnąć. Na pewno kojarzycie „glass skin” – no to oni chcą nam dać efekt ceramiki zamiast szkła. Dla suchej skóry to może być coś interesującego.
Poza tym, ta linia aż krzyczy ukojeniem. Jeśli te kosmetyki nie będą aksamitne w dotyku, to będę bardzo rozczarowana. Jestem na „tak”.
Bielenda – tinty do ust
Kolejną nowością – aczkolwiek nie tak świeżą jak poprzedniczki – są tinty do ust. Dostępne są 3 wersje i wszystkie testowałam. One w pierwszej chwili przypominają mi troszkę takie gęste olejki do ust z NYXa bo dają taką tłuściutką, błyszczącą warstwę. Jednak po jej wytarciu, na ustach zostaje nam trwały kolor. Ogólnie fajne produkty, tylko na mnie wychodzą bardzo jaskrawo. Niemalże jak zakreślacze. Ale jestem na „tak” – w końcu sama je kupiłam.
Coś podobnego ma Perfecta, tylko tu początkowo kolor jest niebieskawy lub lekko zielony i z czasem utleniają się do różu. Mam wrażenie, że jak złapią, to są nawet trwalsze od Bielendy. I tak, jak poprzedniczki pachniały dość syropowo, tak te są bardziej waniliowe.
Makijaż Faceboom
Jak już zahaczamy o makijaż, to taka ciekawostka, że należące do Bielendy Faceboom, w tym sezonie poszło zdecydowanie bardziej w stronę makijażu. I wygląda to ładnie – tu macie dla przykładu żelowy tint na wzór azjatyckich produktów do policzków i ust, oraz taki śliczny, błyszczący cień w płynie. Ładne i chyba podoba mi się ten kierunek marki, bo Faceboom do tej pory był taką mocniej do perfumowaną Bielendą i nieszczególnie mnie do nich ciągnęło
Lirene dla cery wrażliwej
A teraz przejdziemy do kolejnej firmy czyli Lirene. Wprowadza ona serię do cery wrażliwej – tu taka ciekawostka, że poprawniejsze sformułowanie to „do skóry wrażliwej”. Bo skóra wrażliwa może wystąpić przy każdym typie cery – ale to takie tam, ważniejsze żeby było wiadomo o co chodzi.
Mamy tu 3 kremy, żel, piankę oraz dwa płyny micelarne, z czego jeden jest dwufazowy:
Krem odżywczy
Krem nawilżający
Krem łagodzący
Żel micelarny
Pianka micelarna
Płyn micelarny
Płyn dwufazowy
Myślę, że najciekawszy i najbardziej kontrowersyjny będzie krem z filtrem. W zasadzie do samego składu nie ma co się czepiać, delikatnie zielony pigment fajnie neutralizuje zaczerwienienia, a Lirene ma całkiem ok filtry. Gdzie kontrowersja? Osobiście nie ufam filtrom w słoiczkach. SPFy nie bez powodu są przeważnie zamknięte w opakowaniach ograniczających dostęp powietrza.
Dwa kolejne kremy też trzeba obgadać, bo zawierają silikony. I uwaga – to ma sens. Sama takich produktów nie używam, ale trzeba sprawiedliwie podkreślić, że silikony są często dobrą opcją dla skóry wrażliwej, ponieważ stanowią neutralną bazę dla składników aktywnych. W tej serii składy są w miarę proste, zawierają ekstrakty z wąkroty azjatyckiej i rumianku oraz składniki łagodzące – brak tu większych szaleństw i wymyślnych substancji, więc to ma prawo się sprawdzić.
Uzdrovisco kwas hialuronowy i peptydy
Następna seria do obgadania to Uzdrovisco i ich produkty hialuronowo-peptydowe. Krem, SPF, dwa sera oraz pianka. Z rzeczy, które chciałabym tu podkreślić, to na pewno fakt, że SPF zawiera składniki pielęgnujące, więc nie powinien wymagać dodatkowego kremu pod spód. Jest też bezolejowy, aby zminimalizować ryzyko zapchania – aczkolwiek dalej trzeba pamiętać, że nie każdy wysyp to zapchanie i jakieś negatywne reakcje zawsze mogą się zdarzać.
Krem do twarzy
Krem SPF
Serum rozjaśniające
Pianka oczyszczająca
Serum wypełniające
A w kremie i obu serach występuje peptyd miedziowy, więc nie polecam mieszać ich bezpośrednio z produktami kwasowymi, bo peptydy działają w wyższym pH. Czyli np. nie nakładałabym tych kosmetyków bezpośrednio na tonik kwasowy.
A to, co warto wiedzieć o samym peptydzie miedziowym, to fakt, że nie tylko działa przeciwzmarszczkowo, ale też świetnie wspiera regenerację i jest przez to lubiany przez skóry ze skłonnością do przebarwień po wypryskach.
Ogólnie mam dobre nastawienie do tych produktów, lubię firmę i często mają takie przyjemne, aksamitne formuły więc to mogą być hity.
Hagi, seria nawilżająca
Z bardzo ciekawymi propozycjami wychodzi też Hagi. Linia Aqua jest niewielka i skupia się na nawilżeniu w różnych formach. Mamy tu żelowy krem do skóry mieszanej, bogatszy krem z ceramidami oraz najcięższy z serii – na noc. I według mnie zapowiadają się na takie klasyczne pewniaczki. Czyli kremy, które można spokojnie stosować przy różnych kuracjach np. retinoidami czy kwasach, albo kiedy nie mamy pomysłu co kupić jako następne.
Krem- żel nawilżający
Krem głęboko nawilżający
Krem odżywczo- nawilżający
Hagi jest dobrą firmą i w ich kosmetykach czuć jakość surowców, więc powiedziałabym, że to poprzeczka wyżej od standardowej półki drogeryjnej.
Mokosh young
Premierą, której się nie spodziewałam, jest Mokosh Young. Są tu 3 kremy – matujący, łagodzący i nawilżający, tonik, żel oraz serum. Dlaczego się ich nie spodziewałam? Bo ta marka absolutnie nie kojarzy mi się z produktami dla młodzieży. I troszkę widać, że firma trzyma się swoich przyzwyczajeń. Waszym zdaniem rodzice kupują nastolatkom tak drogie produkty?
Krem matujący
Krem łagodzący
Krem nawilżający
Tonik
Żel do mycia
Serum
Tylko żeby nie było, to nie są jakieś straszne ceny. Tylko jako całość odbiega od firm dla nastolatków.
Opakowania, składy i ceny są według mnie „za blisko” standardowych produktów tej marki i mogą nie wypadać tak atrakcyjnie w innej grupie odbiorców. Starsze osoby chociażby bardziej ucieszą się z tylu cennych olei w składzie, a młodzież raczej unika takich mocno olejowych kompozycji. W każdym razie do jakości i skuteczności raczej nie będzie można się przyczepić, bo zwykle to świetne produkty, ale też nie do końca przemawia do mnie ta cała koncepcja.
Mimo wszystko myślę, że je przetestuje, bo wciąż brakuje dobrych, przemyślanych serii dla cer tłustych.
AA New SKin Generation
A następne do obgadania mam sera AA. Z retinalem kapsułkowanym, złuszczające oraz odbudowujące. Wygląda to na typową serię pod trend skin cycling, którego jak wiecie jestem przeciwniczką, ALE też nie tak do końca. Tzn. nie lubię kiedy jest bardzo rozbudowany, albo poleca się go początkującym. Moim zdaniem lepiej powoli zapoznawać się ze składnikami aktywnymi, bo jeśli przesadzimy, to zaczynają się trudne do opanowania wysypy i podrażnienia.
Ta seria jest jednak dość delikatna i dobrze przemyślana. Wciąż nie polecałabym trzymać się typowego schematu, gdzie jednego dnia jest złuszczanie, drugiego retinoid,a trzeciego jeszcze niacynamid – bo to dużo składników aktywnych. Ale jak już wyrobicie sobie tolerancję na retinoid, to jak najbardziej dobrą opcją jest zacząć od takiego delikatnego, złuszczającego serum. Tutaj mamy kwas glikolowy, który jak kiedyś mówiłam jest dość trudnym kwasem, ale jest go niewiele, również jest kapsułkowany i do tego w towarzystwie składników łagodzących – więc ok, to fajny produkt.
A takie serum odbudowujące w zasadzie przyda się zawsze, jeśli oczywiście lubicie niacynamid. Tu jest akurat rozsądne stężenie, czyli 5% Seria ogólnie jest dobra, ale jeśli chcecie stosować ją całą, to proponowałabym nie na raz, tylko najpierw włączyć sobie jedno serum – zobaczyć jak reaguje skóra, później dopiero drugie, a jak skóra przywyknie to trzecie. Taki “model” skin cycling prędzej się sprawdzi, tylko jego wdrożenie potrwa dłużej.
Natural Me
Kolejną nowością są produkty od NaturalME. Aż 12 kosmetyków, więc nie będę aż tak się rozdrabniać. Są tam kremy, boostery i standardowe sera. Wszystkie – jak przystało na tę markę, bardzo mocno czerpią z natury i są wprost wypchane ekstraktami i olejami. Wydaje mi się, że to jak do tej pory ich najbardziej „zaawansowane” propozycje, więc ciężko mi je ocenić. Tzn. łatwo byłoby zajrzeć w skład i powiedzieć Wam – no, wygląda to ładnie. Ale uważam, że to za mało. Jeszcze nie miałam okazji poznać tej marki z takiej strony, więc jedynie mogę stwierdzić, że wygląda na to, że się postarali i sama jestem ciekawa jak sobie poradzili.
Krem do twarzy
Booster do twarzy
Serum do twarzy
Orientana Hello Papaya
Zdecydowanie dużo doświadczeń mam za to z firmą Orientana, a od nich pojawiła się seria Hello Papaja. Jest zbudowana dość podobnie do daktylowej. Mamy tu mikro złuszczający krem na noc, energetyzujący krem na dzień, rozjaśniający krem-maskę oraz serum na przebarwienia.
Mikrozłuszczający krem
na noc
Energetyzujący drem
na dzień
Rozjaśniający
krem-maska
Serum rozjaśniające przebarwienia
To ogólnie seria nastawiona na poprawę kolorytu i trochę w klimatach efektu glass skin. Moim zdaniem to też opcja dla palaczy i osób po 30. W każdym kosmetyku znajduje się stabilna witamina C i ekstrakt z papai, a do tego przewija się kwas traneksamowy. Wygląda to zdecydowanie ciekawie. Raczej nie korzystałabym z całej serii jednocześnie, ale 1 czy 2 produkty powinno być łatwo wkomponować w standardową pielęgnację i podbić sobie efekt zdrowej skóry. Pewnie sama też przetestuję.
Tołpa – Clinical Boost
Teraz czas na Tołpę, czyli markę, która od niedawna należy do Bielendy. Pojawiły się 4 kremy – odżywczy z ceramidami i masłem shea, nawilżający z kwasem hialuronowym, regenerujący z wąkrotką azjatycką i niacynamidem oraz łagodzący z prebiotykiem i aloesem. A do tego 3 sera. Z retinolem, retinalem i peptydem miedziowym. – z dwoma stężeniami retinalu i peptydem miedziowym
Składy tych kosmetyków są stosunkowo proste i konkretne. Spodziewam się, że największe zainteresowanie budzą retinoidy i moim zdaniem wypadają… Ok. Stężenia są odpowiednie na początek, opakowanie ma pompkę – więc można testować. Moim zdaniem to rozsądniejsza opcja, niż inne retinoidy od Bielendy. Nie wiem jeszcze jak poradzą sobie w akcji, ale zapowiadają się nieźle. Wciąż bardziej polecam inne, ale naprawili kilka błędów. Jeszcze opakowanie mogłoby nie być przezroczyste. Cieszy mnie też, że mimo zmiany właściciela, Tołpa pozostaje Tołpą. Dalej składy są w klimacie tej marki i wszystkie zawierają ekstrakt z torfu. To rozwiało trochę obaw.
Avon
Wiecie co jeszcze pojawiło się w Rossmannie? Avon! Wiem, że ostatnio ta marka nie miała łatwo przez plotki. No co tu dużo mówić: sporo osób nie czyta artykułów do końca a później wychodzi, że Avon się zamyka. Nie zamyka, nie ogłasza upadłości, a nawet trafia do największych drogerii. Avon w Europie to co innego, niż w Ameryce. Tego „naszego” nie dotyczą sprawy, które rozgrywają się za oceanem. Ale ok, do konkretów bo te wszystkie dramy to inny temat.
Avon mogę opisać w prosty sposób – perfumy są spoko, kolorówka – spoko, pielęgnacja – moim zdaniem nic ciekawego, w ogóle nie zwracam na nią uwagi. Tylko co z konsultantkami? Trochę kończy się pewna era, skoro Avon zmienia model biznesowy. Waszym zdaniem na plus?
Która z serii najbardziej Was ciekawi, a która najmniej? Jesteście zadowoleni z nowości, czy czegoś tu brakuje? Dajcie znać w komentarzu! A kto ma skórę, łapka w górę! Dziś się z Wami żegnam, buziaki paaa!
Śledź Krainę Składów na YouTube, Instagramie, TikToku i Facebooku!